sobota, 16 września 2017

Wywiad ze Scottem Cliftonem

Scott Clifton jest amerykańskim aktorem, znanym przede wszystkim z roli Liama Spencera w serialu „Moda na sukces”, za którą otrzymał trzy nagrody Emmy. Wcześniej grał między innymi w serialach „Szpital miejski” i „Tylko jedno życie”. Oprócz kariery aktorskiej, wydał również płytę z autorskimi utworami oraz ma swój kanał na Youtubie na temat ateizmu i moralności. W wywiadzie Scott opowiada między innymi o początkach swojej przygody z aktorstwem, kulisach pracy na planie „Mody na sukces”, muzyce i mediach społecznościowych.

(Foto: Gilles Toucas)

Zanim dołączyłeś do obsady „Mody na sukces”, grałeś role Dillona Quartermaine’a w „Szpitalu miejskim” i Schuylera Joplina w „Tylko jedno życie”. Kiedy podjąłeś decyzję, że chcesz profesjonalnie zająć się aktorstwem?

Kiedy miałem jakieś osiem lub dziewięć lat, moja mama zaczęła mnie zmuszać do czytania Szekspira. Nie lubiłem tego, zresztą który dziewięciolatek by to lubił. Zacząłem jednak czytać jego dzieła po kilka razy i uczyć się ich na pamięć. Zainteresowało to otaczających mnie dorosłych. Przyjaciel rodziny, po tym jak usłyszał moją recytację, zaoferował, że będzie uczył mnie za darmo sztuk szekspirowskich. W końcu zakochałem się i w Szekspirze, i w teatrze, a w końcu również w aktorstwie. Zacząłem prosić rodziców, by zabierali mnie na castingi. Rodzice próbowali mnie również nakłaniać do robienia wielu innych rzeczy, których nie lubiłem. Z większości szczęśliwie wyrosłem, ale miłość do teatru została.

Pamiętasz swoje pierwsze przesłuchania do programów telewizyjnych?

Pamiętam mój pierwszy w życiu profesjonalny casting, dotyczył reklamy Levi’s. Miałem wtedy dziewięć lat. Nie miałem pojęcia jak to wszystko działa. Byłem bardzo podekscytowany, że zabrano mnie do pokoju i zaczęto robić mi polaroidy. Sądziłem, że skoro dyrektorzy castingu wezwali mnie do siebie, to znaczy, że dostałem angaż. Nie dostałem jednak roli. Nawet do mnie nie oddzwonili.

Od siedmiu lat wcielasz się w postać Liama Spencera, zięcia Ridge’a Forrestera w amerykańskiej operze mydlanej „Moda na sukces”. Jak wygląda Twój typowy dzień na planie?

Rankiem dostajemy informację o tym, kiedy mamy wezwanie na plan, w zależności od tego jak układa się grafik scen na dany dzień. Najpierw idziemy do charakteryzatorni, a następnie otrzymujemy didaskalia, czyli dowiadujemy się gdzie mamy stać i jak się poruszać. Potem, w zależności od tego ile materiału dostaję i kiedy mam swoje sceny, spędzam trochę czasu na nauce kwestii lub ćwiczeniu ujęcia z moim partnerem/partnerką. Każdą chwilę poświęcam temu, aby być dobrze przygotowanym, kiedy wezwą mnie na plan. Kolejną częścią dnia są przymiarki i udzielanie wywiadów. Kiedy zakończymy nasze sceny, które są kręcone w zawrotnym tempie (pierwsze nadające się do użycia nagranie jest dobre), jesteśmy wolni. Wtedy mogę już wrócić do domu do żony i synka.

Wielu aktorów twierdzi, że granie w tak zwanych tasiemcach może ich szufladkować do ról jednego typu i powodować później problemy ze znalezieniem innej pracy. Uważasz, że rola w „Modzie na sukces” może mieć wpływ na Twoją aktorską przyszłość?

Zdecydowanie zgadzam się ze stwierdzeniem, że grając w operze mydlanej, jesteś podatny na zaszufladkowanie. Pytanie tylko, czy masz z tym problem, czy nie. Występuję w tego typu produkcjach przez ponad połowę mojego życia. Kiedy byłem młodszy, chciałem traktować swoją karierę w tasiemcach jako trampolinę do większych projektów, takich jak seriale o największej oglądalności czy czołowe produkcje filmowe. Z czasem jednak dojrzałem i moje spojrzenie się zmieniło. Tak jak z wiekiem i mądrością coraz bardziej cenię sobie rodzinę, tak też bardziej doceniam grę w operach mydlanych. Nie jestem wielką gwiazdą, ale to doskonała ścieżka kariery dla osoby, która wyżej niż karierę ceni rodzinę, prywatność, bezpieczeństwo i etykę zawodową. Nie wiem, czy w tym momencie coś mogłoby mnie przekonać do opuszczenia obsady „Mody na sukces”.

Chciałbyś grać rolę Liama przez kolejnych siedem lat?

Tak, chciałbym. Nawet przez kolejne trzydzieści.

(Foto: JPI Studios)

Jesteś nie tylko utalentowanym i doświadczonym aktorem, ale również uwielbiasz śpiewać i wydałeś album pop rockowy z własnymi piosenkami „Girl Go Home”. Czy mógłbyś opowiedzieć coś więcej na temat stylu Twojej muzyki i głównych źródłach inspiracji?

Muszę wyraźnie podkreślić, że wcale nie uwielbiam śpiewać. Bardzo lubiłem pisać utwory i obserwować jak zaczynają w studiu tworzyć spójną całość z instrumentami. Wciągał mnie kreatywny proces tworzenia muzyki. Śpiewałem piosenki tylko dlatego, że po prostu nikt inny by ich nie zaśpiewał. Moim marzeniem byłoby pisanie tekstów dla innych, ale na to się nigdy nie zanosiło. Od bardziej doświadczonych muzyków dowiedziałem się, że chcąc, aby moje utwory ujrzały światło dzienne, musiałbym sam je nagrać, wydać i prezentować przed publicznością na koncertach. W krótkim czasie zdałem sobie jednak sprawę, że śpiewanie na scenie jest dla mnie szalenie niekomfortowe. Chciałem słyszeć moje utwory na scenie, ale nie miałem ochoty sam ich wykonywać. Czasy się zmieniły. Mogę tworzyć i wydawać muzykę na własną rękę i brać to co najlepsze z dwóch światów. Mam album z napisanymi przeze mnie utworami, z którego jestem dumny. Udało mi się wydać te piosenki bez traumy występowania z nimi na żywo. Wydaje mi się, że kiedy pisałem moje utwory jako nastolatek, inspirowałem się głównie pop rockiem lat 90., czyli Matchbox Twenty i Oasis.

Kilka lat temu byłeś bardzo aktywny na Youtubie, miałeś swój własny kanał TheoreticalBullshit, poświęcony ateizmowi i dylematom natury moralnej. Dlaczego postanowiłeś „opuścić” swoje konto? Czy chciałbyś na nie wrócić i publikować nowe filmiki w przyszłości?

Tak. Zabawne usłyszeć to słowo. Ożeniłem się. Mam syna. Zacząłem znacznie więcej pracować. Obiecuję, że to nie koniec tego, co mam do powiedzenia. I kiedy będę miał czas, znów zacznę publikować. Mam też poczucie, że Youtube przestał być forum takiego rodzaju publicznej dyskusji, jaką lubię prowadzić. Kiedyś był platformą, która bardziej służyła interakcjom między użytkownikami. Istniała możliwość odpowiedzi wideo, która jednak została usunięta. Teraz to wszystko jest strasznie jednostronne. Konwersacje przeniosły się do podcastów, Twittera i blogów, które dają większe możliwości kontroli nad czasem. Chociaż nie poczyniłem jeszcze kroków, aby przenieść się do tych mediów, chciałbym to zrobić.

W tym roku bohater, którego grasz w „Modzie na sukces” już po raz trzeci ożenił się ze Steffy Forrester i wielu fanów ma nadzieję, że para już więcej się nie rozwiedzie. Czego możemy się spodziewać w życiu Liama Spencera? Znasz już przyszłość swojej postaci?

Nie mam większej wiedzy niż tydzień lub dwa od tego, co wie amerykańska widownia, ale czy naprawdę chcesz, żebym ci zdradzał? 1) Nie znam swój wątków w dłuższej perspektywie. 2) Nie mógłbym ci powiedzieć, nawet gdybym je znał. 3) Tak naprawdę wcale nie chcecie, by wasi ulubieni bohaterowie byli szczęśliwi. Nie bez powodu mówimy na te produkcje daytime drama.

(Foto: JPI Studios)

Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej na temat Scotta Cliftona, zajrzyjcie na jego oficjalną stronę internetową:
http://www.scottclifton.com
https://www.facebook.com/Scott-Clifton-156983094325006/

1 komentarz: