sobota, 23 grudnia 2017

Interview with Jake T. Austin

Jake T. Austin is an American actor, well-known for his roles in TV series "Wizards of Waverly Place" (with Selena Gomez and David Henrie) and "The Fosters" and movies "Johnny Kapahala: Back on Board" and "Tom Sawyer & Huckleberry Finn". He also did a voice-over of Diego in "Dora the Explorer" and Alex in "The Emoji Movie". Recently he played the role of Chris in a touching drama "The Valley". In the interview, Jake is talking about playing in Disney TV shows, new acting challenges, sports and his Polish roots.


You became popular after playing in Disney movies and TV shows like "Johnny Kapahala: Back on Board" and "Wizards of Waverly Place". Do you remember your first audition for a Disney TV show? What was the most exciting aspect of being a Disney star? 

I was lucky to have the opportunity to work on such fun, interesting projects at such a young age. The film "Johnny Kapahala: Back on Board" was one of my first live action films. And "Wizards of Waverly Place" was my first live action series. I remember the auditions for both projects. It was when I was 12 and 13. And both auditions started in New York. The call backs were in Los Angeles at Disney. I was so nervous, but I remember in the audition for "Wizards", Selena talked to me beforehand and told me she really wanted me to do well. That was encouraging and gave me the confidence I needed for the final audition.

"Wizards of Waverly Place" was one of the most popular Disney TV series and you were playing Max Russo for six years (counting "The Wizards Return: Alex vs. Alex"). The character you played was sometimes crazy, sometimes unpredictable, but always very funny. Do you share any similarities with Max and did this role influence your own personality or attitude to life in any way? 

Portraying Max Russo has definitely been one of the highlights of my life and career. It was a bit challenging for me to play a character who was sort of oblivious to most things. And often times, the character of Max served as the comedic relief for the series. So that was definitely something I felt responsible for and enjoyed very much. As far as how the character has influenced my own personality, I would say that every character an actor plays is uniquely different and often times, brings their own set of challenges and experiences. Playing Max Russo was a lot of fun for me because the character was so unpredictable and spontaneous, which can enhance life in many ways. And it always makes for an interesting story.

You are now a grown-up man and your roles are becoming more mature and complex, for example in "Law & Order: Special Victims Unit" or "The Fosters". What kind of roles do you prefer to play: comedians, villains or romantics? How can you describe your "dream role"?

I’ve been fortunate to be able to be a part of so many wonderful projects from animation and roles for younger audiences to more mature content and that is something I’m grateful for. I think it’s important to try new things and to take risks. With each role, I want to push myself further than I’ve gone before. I’m constantly pursuing the unknown. My dream role would be portraying a historical figure in a compelling story based on true events. Films based on true events are always fascinating to me because I love to do research for projects, especially if the character I’m playing is based on a real person.

You are also a voice actor, you were voicing Diego in "Dora the Explorer", Khumba in "Khumba" and Blue Beetle in "Justice League vs. Teen Titans". How do you prepare your voice for this job - is it a challenging experience for you?

Doing voice-overs for animated projects is challenging but a lot of fun for me personally, as an actor. Preparing for voice-work requires understanding the character, how they sound, what they look like, etc. You must use your imagination and try to picture what the scene or character is going to look like because, often times, actors are brought in to the studio to record their lines months before final animation is completed.


Your real name is Jake Szymanski and I know that your father is of Polish ancestry. Can you tell us more about your Polish origins? Do you know any Polish words or traditions?

My grandfather’s name was Joseph Szymanski. He was born in Poland in 1942 along with my great-uncles and aunts. They came to the United States during World War II and never returned to Poland. Growing up, my relatives would share stores of life in Poland. They would speak Polish and introduced me to many local recipes and dishes from Poland. Unfortunately, many of my Polish relatives have passed away since then, however there are a few relatives still in Poland I would love to meet. It has always been a dream to visit Poland with my father and perhaps I will have that chance one day. I’m very proud of my Polish heritage.

In 2016 you had an adventure with dancing in "Dancing with the Stars", you also played a baseball player in "The Perfect Game" and a wrestler in "The Fosters". What are your favourite sport activities and ways of spending your free time?

My favorite sport is baseball, I played for many years as a child. And my favorite hobby is writing. For the past few years, I’ve been developing my own scripts. Hopefully I’ll have the chance to direct one of them some day. That is one of my goals.

This year your new film "The Valley" with a strong message against bullying was shown on multiple film festivals. Can you briefly describe the role you played in this movie? What more can we expect from you in 2018?

"The Valley" is a drama set in Silicon Valley. I play Chris, a popular high school teen who develops a crush on the main character in the film, played by Agneeta Thacker. Without revealing too much about the plot, the overall message of the film is to be kind to others and spend time with the ones you love, because you never know what will happen.


If you want to learn more about Jake T. Austin, please visit his official profile on Facebook:

Wywiad z Jake'iem T. Austinem

Jake T. Austin jest amerykańskim aktorem, znanym przede wszystkim z ról w serialach „Czarodzieje z Waverly Place” (z Seleną Gomez i Davidem Henriem) i „The Fosters” oraz filmach „Johnny Kapahala: Z powrotem na fali” i „Tom Sawyer i Huckleberry Finn”. Podkładał również głos między innymi pod Diego w serialu “Dora poznaje świat” i Alexa w „Emotki. Film”. Niedawno zagrał z kolei Chrisa w przejmującym filmie dramatycznym „The Valley”. W wywiadzie Jake opowiada o graniu w disneyowskich produkcjach, nowych aktorskich wyzwaniach, sporcie i polskich korzeniach.


Zdobyłeś popularność grą w disneyowskich filmach i serialach jak „Johnny Kapahala: Z powrotem na fali” i „Czarodzieje z Waverly Place”. Pamiętasz swój pierwszy casting do produkcji Disneya? Jaki jest najbardziej ekscytujący aspekt bycia disneyowską gwiazdą?

Miałem ogromne szczęście brać udział w wielu zabawnych i niezwykle interesujących projektach w bardzo młodym wieku. Film „Johnny Kapahala: Z powrotem na fali” był jednym z moich pierwszych filmów live-action, a „Czarodzieje z Waverly Place” pierwszym serialem. Pamiętam castingi do obydwu projektów. Miałem wtedy odpowiednio 12 i 13 lat. Obydwa przesłuchania zaczynały się w Nowym Jorku, a drugie etapy odbywały się w siedzibie Disneya w Los Angeles. Bardzo się denerwowałem, ale pamiętam, że przed castingiem do „Czarodziejów” rozmawiałem z Seleną i powiedziała mi, że bardzo by chciała, abym dobrze wypadł. To mnie ośmieliło i dało pewność siebie, której potrzebowałem na finałowe przesłuchanie.

„Czarodzieje z Waverly Place” byli jednym z najpopularniejszych seriali Disneya, a postać Maxa Russo grałeś w nim przez sześć lat (licząc „Powrót czarodziejów: Alex kontra Alex”). Postać, w którą się wcielałeś, czasem była szalona, czasem nieprzewidywalna, ale zawsze bardzo zabawna. Czy masz z Maxem jakieś cechy wspólne i czy ta rola wpłynęła jakoś na Twoją własną osobowość i podejście do życia?

Wcielanie się w postać Maxa Russo zdecydowanie było jednym z najważniejszych momentów w moim życiu i karierze. Granie bohatera, który w wielu sprawach jest dosyć nieogarnięty, było dla mnie pewnym wyzwaniem. Postać Maxa wielokrotnie w komiczny sposób rozładowywała atmosferę. Tak więc zdecydowanie czułem się za tę rolę odpowiedzialny i bardzo mi się ona podobała. Jeśli chodzi o to jak ta postać wpłynęła na mój charakter, powiedziałbym, że każdy grany przez nas bohater jest unikatowy i wielokrotnie przynosi własny zestaw wyzwań i doświadczeń. Granie Maxa Russo sprawiało mi też frajdę z tego względu, że był to bohater bardzo nieprzewidywalny i spontaniczny. Te cechy bardzo ubogacają życie i składają się na ciekawą historię.

Teraz jesteś już dorosłym mężczyzną i Twoje role też stały się bardziej dojrzałe i złożone, na przykład w „Prawo i porządek: sekcja specjalna” i „The Fosters”. Jakie postaci najbardziej lubisz grać: komediantów, czarnych charakterów czy romantyków? Jak mógłbyś opisać swoją „wymarzoną rolę”?

Miałem szczęście być częścią wielu niesamowitych projektów, od animacji i ról dla młodszych odbiorców do bardziej dojrzałych produkcji. Jestem za to ogromnie wdzięczny. Myślę, że ważne jest, abyśmy ciągle próbowali nowych rzeczy i podejmowali ryzyko. Z każdą kolejną rolą chcę wymagać od siebie więcej niż dotychczas. Cały czas poszukuję nieznanego. Moją wymarzoną rolą byłoby zagranie historycznej postaci we wciągającej, opartej na faktach opowieści. Filmy bazujące na prawdziwych wydarzeniach zawsze mnie fascynują. Szczególnie lubię przygotowywać się i robić research do ról, gdy wiem, że postać, którą gram jest oparta na prawdziwej osobie.

Jesteś również aktorem dubbingowym, podkładałeś głos pod Diego w „Dora poznaje świat”, Kumbę w „Kumbie” i w Blue Beetle’a w „Liga Sprawiedliwości kontra Młodzi Tytani”. Jak przygotowujesz swój głos do tej pracy - czy to dla Ciebie trudne wyzwanie?

Praca w dubbingu do filmów i seriali animowanych jest skomplikowana, ale sprawia mi jako aktorowi dużo zabawy. Przygotowanie do pracy głosowej wymaga zrozumienia bohatera, tego jak brzmi i jak wygląda itp. Musisz użyć swojej wyobraźni i próbować zwizualizować sobie jak scena i postać będzie wyglądać, ponieważ wielokrotnie aktorzy przychodzą do studia nagrać ich kwestie miesiące przed stworzeniem finalnej wersji animacji.


Naprawdę nazywasz się Jake Szymanski i wiem, że Twój tata ma polskie korzenie. Czy mógłbyś opowiedzieć nam więcej o swoim polskim pochodzeniu? Czy znasz jakieś polskie słowa lub tradycje?

Mój dziadek nazywał się Joseph Szymanski. Urodził się w Polsce w 1942, podobnie jak jego siostry i bracia. Przybyli do Stanów Zjednoczonych w czasie II wojny światowej i już nigdy nie wrócili do ojczyzny. Kiedy dorastałem, krewni dzielili się ze mną opowieściami o życiu w Polsce. Mówili po polsku i zapoznawali mnie z lokalnymi przepisami i polskimi potrawami. Niestety, wielu z moich polskich krewnych już nie żyje, chociaż nadal kilku członków rodziny mieszka w Polsce i chciałbym ich kiedyś poznać. Zawsze marzyłem, aby przyjechać z tatą do Polski i być może pewnego dnia będę miał szansę. Jestem bardzo dumny z moich polskich korzeni.

W 2016 miałeś krótką przygodę z tańcem w „Dancing with the Stars”, grałeś też baseballistę w „The Perfect Game” i wrestlera w „The Fosters”. Jakie są Twoje ulubione aktywności sportowe i sposoby spędzania wolnego czasu?

Moim ulubionym sportem jest baseball, w który gram od dzieciństwa. Moim ulubionym hobby jest z kolei pisanie. Przez ostatnich kilka lat pisałem swoje własne scenariusze. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś któryś z nich wyreżyserować. To jeden z moich życiowych celów.

W tym roku Twój nowy film „The Valley” z silnym przekazem przeciw przemocy został pokazany na kilku festiwalach filmowych. Czy mógłbyś krótko opisać rolę, którą odgrywasz w tej produkcji? Czego jeszcze możemy od Ciebie oczekiwać w 2018?

„The Valley” to dramat rozgrywający się w Dolinie Krzemowej. Gram Chrisa, popularnego nastolatka ze szkoły średniej, który zakochuje się w głównej bohaterce filmu, granej przez Agneetę Thacker. Nie będę zdradzał szczegółów scenariusza, ale głównym przekazem filmu jest to, by być dobrym dla innych i spędzać jak najwięcej czasu z ludźmi, których kochasz, ponieważ nigdy nie wiesz, co może się wydarzyć.


Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej na temat Jake'a T. Austina, zaglądajcie na jego oficjalną stronę na Facebooku:

czwartek, 21 grudnia 2017

Rozmowa z Agnieszką Cegielską

Agnieszka Cegielska jest pochodzącą z Malborka prezenterką pogody, nagrodzoną za swoją pracę Złotą Telekamerą. Jest również specjalistką w zakresie zdrowia i zdrowego stylu życia, swoją wiedzą dzieli się między innymi w ramach cyklu „Naturalnie” w „Dzień Dobry TVN”. 22 listopada 2017 nakładem wydawnictwa Burda Książki ukazała się inspirowana cyklem książka o tym samym tytule. W wywiadzie Agnieszka Cegielska opowiada o skarbach natury, zdrowym stylu życia, dobroczynności i pracy w telewizji.


Pani książka „Naturalnie” opowiada o wdzięczności naturze za jej skarby i dary. Za co Pani zdaniem powinniśmy jej najbardziej dziękować?

Za wszystko. Dopóki nie podnosimy ręki na naturę i w nią nie ingerujemy, może nam ona swoimi skarbami niezwykle pomóc. Najstarszy lek, aspiryna, ma tylko nieco ponad sto lat. Wcześniej ludzie korzystali właśnie z natury. Nawet w mojej ukochanej zielarni koło domu pracuje farmaceutka po Uniwersytecie Jagiellońskim, którą na studiach uczono przede wszystkim z wielkich ksiąg zielarskich. Oczywiście szanujemy rozwój medycyny, ale chodzi o pewnego rodzaju równowagę. Wiele leków również na świecie korzysta z esencji natury, naturalnych składników. Mamy na przykład lek na wątrobę na bazie sylimaryny, która jest składnikiem ostropestu plamistego. A możemy też po prostu włożyć ziarna ostropestu do młynka, zmielić i dodawać do potraw. To szczególnie cenna wskazówka dla starszych osób, które mają mniejsze zasoby finansowe.

To my konsumenci decydujemy o tym, co znajdzie się na naszym talerzu - nie bez powodu mówi się „klient nasz pan”. To dlaczego idziemy i kupujemy np. czosnek chiński zamiast polskiego? Chiński rośnie na glebach przemysłowych, które nie odpoczywają i zawierają mnóstwo składników chemicznych. Nie ma nic wspólnego ze zdrowiem, a jest w większości sklepów.

Oprócz kilku „gości z zagranicy”, opisuje Pani w swojej książce głównie rośliny, które możemy znaleźć na działkach naszych rodziców i dziadków. 

Warto doceniać to, co dotarło do nas ze świata, jak chociażby czarnuszka, „złoto faraonów”, której woreczek znaleziono w grobowcu Tutenchamona. Sezam, kurkuma, imbir czy goździki, które nie rosną w naszej strefie klimatycznej - te produkty są u nas dostępne. My z kolei jesteśmy największym producentem aronii na świat, a prawie nie ma jej w naszych sklepach, bo jej nie pijemy. Niezwykle doceniają ją za to Japończycy, właśnie za zdrowotne właściwości.

Dlaczego Polacy nie zwracają na te lecznicze właściwości uwagi? Przykładowo unikamy pokrzywy i uważamy ją tylko za chwast, a ma przecież pozytywny wpływ na zdrowie.

Może to kwestia tego, żeby się zatrzymać, trochę zastanowić i poczytać. Pokrzywa to chwast, ale należy jej się niezwykły szacunek. Pamiętam z dzieciństwa, że jeżeli cokolwiek działo się ze mną, moją siostrą lub innymi wnukami, to babcia natychmiast gotowała zupę warzywną, która miała pół garnka pokrzywy. Doskonale wiedziała, że ma ona niezwykłe właściwości zdrowotne, a przede wszystkim fantastycznie przyswajalne żelazo. Nasi przodkowie szanowali naturę i umieli z niej korzystać. Moi dziadkowie żyli głównie z tego, co dała ziemia. Wiązało się to z tym, że chociaż posiadali zwierzęta, mięso pojawiało się na stole bardzo sporadycznie. Babcia długo się zastanawiała, którą kurę poświęcić na rosół, bo przecież dawała jajka na co dzień.

Teraz w każdym sklepie mamy mięso i zastanawiam się po co. Nawet Światowa Organizacja Zdrowia, wiedząc jaki jest problem z trawieniem białka zwierzęcego, zmieniła piramidę żywienia - mięso tylko raz w tygodniu z adnotacją, żeby sprawdzać czy pochodzi z dobrego źródła. Jeżeli coś staje się przemysłowe, oddala się od natury, to najczęściej przestaje być dla nas zdrowe.

Wie Pani co mówi, bo przecież zdobyła ogromną wiedzę jako coach zdrowia i zdrowego żywienia.

Skończyłam studia podyplomowe z dziedziny zdrowia i zdrowego stylu życia, jestem konsultantem medycyny ajurwedyjskiej, uczestniczyłam w wielu warsztatach. Szczególną słabość miałam do nauczycieli ze świata, z Azji, Ameryki, Francji, Indii - chciałam zawsze poznać ich opinię. Ostatnio uczestniczyłam w fantastycznym wykładzie francuskiego lekarza dotyczącym mikroodżywiania, który zajmuje się tym tematem już pół wieku. Powiedział, że to co jemy ma olbrzymi wpływ na jakość naszych komórek, bo komórki potrzebują odżywienia w postaci właściwego pożywienia. Nie możemy tego ignorować.


Temat ajurwedy kilkakrotnie pojawia się w Pani książce, jest to system indyjskiej medycyny pełen skomplikowanych pojęć. Czy mogłaby Pani krótko opisać mniej wtajemniczonym na czym on polega?

Ajurweda, czyli „wiedza o życiu”, jest nurtem medycyny z Azji, który mówi, żeby zawsze to co jemy i jak funkcjonujemy dopasowywać do konstytucji naszego organizmu. Są trzy główne dosze: wata, pitta, kapha, ale też na przykład wata-pitta czy pitta-kapha - trochę z tego, trochę z tego, bo i każdy z nas jest inny. Jako osoba szczupła nie mogę sobie pozwolić np. na dietę sokową w środku zimy, tylko powinnam jeść śniadania ciepłe z rozgrzewającymi przyprawami. Inne natomiast byłyby zalecenia dla osoby o przeciwnej konstytucji organizmu do mojej.

Jest Pani dziennikarką, a zawód ten często kojarzy się z życiem w pośpiechu, jedzeniem na mieście czy używkami. Jak udaje się Pani utrzymać ten zdrowy styl życia wśród tylu pokus?

Nigdy nie miałam z tym problemu. Zostałam tak wychowana, że wiedząc o tym jak cudownie smakuje prawdziwe naturalne jedzenie, wolę zabrać do pracy porządne jabłko i wypić porządną herbatę ziołową niż zjeść fastfood. Nasz organizm to jedyny dom, w którym będziemy mieszkać całe życie, więc lubię mieć w nim porządek. Co nie znaczy, że nie lubię grzeszyć. Zdarza mi się, że kiedy poczuję głód o 22, to zrobię sobie coś dobrego do jedzenia. Niedługo skończę 39 lat, jestem zadowolona z tego, w jakiej kondycji jest mój organizm. Cały czas mam chęć do życia, a każdy dzień jest dla mnie nowym wyzwaniem. Nie lubię ciężkostrawnego połączenia typowego dla Polaków, czyli kotleta, surówki i ziemniaków, bo natychmiast odcina nam ono energię. Ajurweda uczy, że im krócej przygotowujemy pożywienie, tym szybciej się ono trawi. Ogień trawienny, który w ajurwedzie nazywa się agni, ma olbrzymie znaczenie. Musimy mu pomagać, a nie go osłabiać.

Jako modelka miała Pani okazję spędzić dwa lata w Japonii zwanej Krajem Kwitnącej Wiśni i kojarzącej się z życiem w zgodzie z naturą. Czego my Polacy możemy uczyć się od Japończyków?

Przede wszystkim Japończycy podchodzą do swoich organizmów z olbrzymim szacunkiem. Wiedzą doskonale, co sprowadzać ze świata, żeby im pomogło, a swoich skarbów natury też mają bardzo dużo. Jedzą przede wszystkim ryż, glony, ryby i piją hektolitry zielonej herbaty, która ma olbrzymią moc antyoksydacyjną. Trudno spotkać w Japonii otyłego Japończyka - są szczupli, ćwiczą i prowadzą aktywny tryb życia. O godzinie 9 rano można zobaczyć Japończyków, którzy trenują tai chi. Wiedzą, co oznacza praca z energią, nie wypuszczają jej na prawo i lewo. W całej Azji panuje holistyczne podejście do organizmu. Jeżeli nas coś boli, to szukamy przyczyny, a nie od razu sięgamy po tabletkę, bo to jest droga donikąd.


Z tego co wiem, Polska jest światowym liderem, jeśli chodzi o spożycie suplementów diety. Ich skład i proces produkcji budzi często wiele wątpliwości. Jaki jest Pani stosunek do tego rodzaju produktów?

Nie potrzebuję z nich korzystać i nie muszę. Jak czuję zbliżające się przeziębienie, to częściej sięgam po czosnek i kaszę jaglaną, która osusza organizm ze śluzu. Zresztą bardzo rzadko choruję. Kiedy jednak czuję zbliżające się przeziębienie, zawsze staram się zatrzymać i wsłuchać w swój organizm. Bardzo często spadek formy, grypa jest wołaniem organizmu o odpoczynek. Nasz układ odpornościowy kiedy jest osłabiony częściej jest narażony na różne infekcje. Jeżeli suplementuję, to od września do maja witaminę D, której  90% Polaków ma niedobór. Zapominamy, jak bardzo ważna jest ta witamina dla naszej odporności.

W szkole podstawowej często mówi się o tym, czego dzieci nie powinny jeść, ale chyba za rzadko mówimy o zdrowotnych właściwościach skarbów natury. Uważa Pani, że zdrowego stylu życia powinniśmy się uczyć od najwcześniejszych lat edukacji?

Jak najszybciej, bo przecież dzieci powtarzają to, co robią rodzice. Mój syn za pół roku skończy 9 lat. Używam na co dzień naturalnych produktów jak moi dziadkowie i do tej pory nigdy nie musiał brać antybiotyku. Cały czas ma mnóstwo energii. To się udaje, nawet w XXI wieku.

Część dochodów ze sprzedaży książki przeznaczyła Pani na rzecz fundacji Szkoła Otwartych Serc z Pani rodzinnego Malborka. Jak zaczęła się Pani współpraca z tą fundacją?

Pani Dorota Ojdowska-Starzyk, prezes fundacji, przygotowywała mnie do matury. Założyła Szkołę Otwartych Serc, aby dzieci niepełnosprawne nie były odsuwane od dzieci zdrowych. Odwiedziłam ją po maturze i zapytałam o sytuację fundacji. Dowiedziałam się, że mają 900 zł debetu na koncie. Sama jestem córką osoby niepełnosprawnej, a mamy dzieci niepełnosprawnych są dla mnie bohaterkami dnia codziennego. Pomyślałam sobie, że to jest ostatni raz, kiedy oni mają debet i doprowadzę do tego, by sytuacja tych dzieci się polepszyła. Kilka lat temu zebraliśmy 40 tysięcy złotych na koncercie charytatywnym i wyposażyliśmy salę doświadczenia świata. Potem były kolejne koncerty i akcje. W pomoc włączyłam moich przyjaciół: Bartka Kasprzykowskiego i Tamarę Arciuch. Bartek poprowadził ze mną licytację, a Tamara dała przepiękny koncert. Znów zebraliśmy ok. 40 tysięcy. Później Bartek wystartował w programie „Twoja twarz brzmi znajomo” i 120 tysięcy złotych, które wygrał, przeznaczył na fundację. Stąd teraz mamy pieniążki na turnus rehabilitacyjny dla chłopca, który uległ bardzo poważnemu wypadkowi.

To piękny gest z Pani strony, że nie dość, że dziękuje Pani wszystkim na końcu książki, to jeszcze przekazuje pieniądze na szczytny cel.

Sama otrzymałam w życiu bardzo wiele, więc daje mi wielką radość, że mogę też zrobić coś dobrego dla innych. Cieszę się z małych rzeczy i zawsze mówię mojemu synowi, że jeżeli nie będzie potrafił się cieszyć z małych rzeczy, to w przyszłości nie ucieszą go duże. Mój nauczyciel od ajurwedy, wybitny specjalista i autor wielu książek, powiedział kiedyś na wykładzie: „przychodzimy na ten świat nadzy i nadzy z niego schodzimy, a czym wypełnimy środek, zależy tylko od nas” - te słowa wracają do mnie bardzo często...

(Foto: Burda Książki)

Czy ta fascynacja naturą miała jakiś wpływ na to, że została Pani prezenterką pogody?

Nie, to był przypadek. W ogóle nie marzyłam o pracy w telewizji, zdarzyła się ona przypadkiem, kiedy szukałam pracy na studiach po powrocie do kraju. Po kilku miesiącach prób trafiłam na antenę TVN i z perspektywy kilkunastu lat mam do tej pracy olbrzymi sentyment i szacunek. Po drodze mogłam dalej się kształcić, skończyć studia podyplomowe i uczestniczyć w różnego rodzaju warsztatach. Rozwijać to, co mi zawsze w duszy grało.

Za swoją pracę w telewizji dostała Pani nawet trzy Telekamery.

Zawsze daję z siebie 200 procent w tym co robię. Chyba byłaby ze mnie kiepska aktorka, bo ja zawsze jestem sobą, nie umiem grać.

Czyli żadnych wpadek nie ma?

Oczywiście, że są, bo jestem tylko człowiekiem. Zawsze staram się po prostu dawać ludziom dobrą energię i traktować widzów tak, jak sama chciałabym być traktowana.

Charakteryzuje Panią niezwykły spokój i opanowanie. Czy Pani gust muzyczny jest równie spokojny, czy dla przeciwwagi właśnie mocniejszy?

Jestem absolwentką Państwowej Szkoły Muzycznej i miałam się dalej kształcić w tym kierunku. Życiem jednak rządzą przypadki i inaczej się to potoczyło. Dla mnie coraz częściej w XXI wieku najpiękniejszą muzyką jest cisza albo dźwięki natury. Mam ulubione utwory, ale to jest muzyka do medytacji i różnego rodzaju mantry. Jak słyszę „Hallelujah” Cohena, to też mam zawsze ciarki. Jesteśmy tak przebodźcowani, że po prostu pragnę ciszy. Śpiew ptaków, szum fal, a do tego zapach lasu nastrajają mnie najlepiej.


Częścią zdrowego stylu życia jest też aktywność fizyczna. Jakie są Pani ulubione sporty?

Zdecydowanie joga. Jest jak wędrówka do lasu, wtedy nasza dusza wraca do naszego ciała. Zdarza mi się też czasem zagrać w tenisa. Od dziecka kocham rower, pierwszy dostałam dopiero na komunię, jak większość z nas w tamtych czasach. Ale jak już usiadłam na ten rower, to już z niego nie zsiadłam i gdybym mogła, to bym z nim spała (śmiech).

Zbliżają się święta Bożego Narodzenia. Czy na Pani wigilijnym stole pojawiają się tradycyjne potrawy, czy jednak wprowadza Pani jakieś modyfikacje?

Tradycyjne, ale wegetariańskie.

Ryby też?

Moja rodzina kocha śledzie. Pochodzę z Malborka, dużo czasu spędziłam w Trójmieście. Dla mnie to ten sam region i o obydwu mówię z tą samą miłością. Tutaj spędzam każde wakacje. Wychowałam się w bliskości z morzem, więc te ryby zawsze w moim życiu były. Na wigilijnym stole jest więc klasycznie. Kocham kapustę kiszoną, pierogi z kapustą, uwielbiam śledzie z ziemniakami. Zresztą nasza polska wigilia jest jedną z najzdrowszych.

Cykl „Naturalnie” cały czas trwa, nagrywane są nowe odcinki, więc rodzi się pytanie, czy będzie kolejna książka. Mogłaby Pani zdradzić jakieś plany?

O to już należy pytać wydawnictwo. Było mi bardzo miło, że akurat Burda Książki się do mnie odezwało, bo nie da się ukryć, że to bardzo solidna firma. Jeżeli książka będzie cieszyła się powodzeniem, to wtedy możemy myśleć o drugiej. Takie są prawa rynku.

A może jakiś autorski program, blog o zdrowym stylu życia albo kanał na Youtubie?

Powiem panu szczerze: nigdy nie umieściłam żadnego filmiku na Youtubie, nie mam nawet Twittera. Mam Instagram, nauczyłam się z niego korzystać i to mi się nawet podoba, bo mogę tam znaleźć  inspirujące zdjęcia, oraz Facebook do kontaktu z widzami. Może w przyszłości otworzę się na inne media. Może mój syn mnie nauczy, bo ostatnio ku mojemu zdziwieniu wrzucił filmik na Youtube’a! (śmiech) Tak więc liczę na to, że młode pokolenie mnie wesprze.


Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej na temat Agnieszki Cegielskiej i jej działalności, zapraszam na jej oficjalną stronę na Facebooku:

piątek, 1 grudnia 2017

Interview with Francisco Lachowski

Francisco Lachowski is a Brazilian with Polish origins who conquered the world of male modeling a few years ago. He worked with such brands as Dolce & Gabbana, Armani, Big Star and Gucci and appeared on the covers of top fashion magazines. Now he is a happy husband and father of two sons, but he is still an important name in the fashion world. In the interview, Francisco is talking about the beginnings of his modeling career, his Polish roots and love to sport.


In 2008 you won Ford Men's Supermodel of the World in São Paulo - that's how your modeling career started. Why did you decide to take part in this contest? Were you interested in modeling before? 

I had a friend who used to model so it did cross my mind but I never did anything to give it a try. My cousin was studying Fashion Design in São Paulo and for the graduation they were doing a small fashion show. They were in need of models so she asked me to participate and I agreed. There were agents from Ford Models there at the time, who asked me to join the agency and later on take part in the completion.

You walked for Dior, Gucci, Versace and Armani, appeared on the covers of "GQ" and "Vogue" and did amazing campaigns for top fashion brands. What is your favourite and most memorable modeling experience so far? Could you tell us something more about it?

I was very fortunate to work with a lot of amazing people throughout my career so it’s hard to choose one. However, the most memorable one was probably my first ever campaign which was Dior with Karl Lagerfeld and my favorite one was Bulova since I shot it with my family. That was very special.

I know that you are half-Polish, because your father is of Polish descent. How did your family came from Poland to Brazil? Do you know any Polish words or cultivate Polish traditions?

Yes, my great grandfather, who I am named after, moved to Brazil when he was young. I am very proud of my Polish heritage and we always had barszcz for Christmas growing up. I remember my father always saying "Dobranoc" to me and my sisters before we went to bed. I can also sing "Sto lat"! Haha!

Two years ago Models.com included you on their "Industry Icons" and "Sexiest Men" lists and you play a lot of sports to stay in shape, for example tennis, surfing and jiu-jitsu. What are your biggest achievements as a sportsman and what other sports would you like to give a try?

I used to be semi-professional tennis player and enjoyed different martial arts, however nowadays I really love cycling especially mountain biking. Oh! And of course, since I am Brazilian, I love to play football!

Apart from being a model, you are also a devoted young husband and father, so you must organise your timetable carefully. How do you manage to do your best as a model and have enough time for family as well?

Thankfully I have an amazing partner in life, my wife Jessiann, who helps me balance it all. We love spending time as a family especially when we get to work together!

You are still very active as a model, recently you appeared on the cover of a Spanish fashion magazine "Risbel". Could you reveal to us your plans for the foreseeable future? 

I guess you will have to wait and see.


If you want to learn more about Francisco Lachowski and his career, please visit his official website:

Wywiad z Francisco Lachowskim

Francisco Lachowski jest Brazylijczykiem z polskimi korzeniami, który kilka lat temu szturmem podbił świat męskiego modelingu. Współpracował z takimi markami jak Dolce & Gabbana, Armani, Big Star i Gucci oraz pojawił się na okładkach topowych modowych magazynów. Obecnie jest szczęśliwym mężem i ojcem dwóch synów, ale nadal odgrywa w świecie mody dużą rolę. W wywiadzie Francisco opowiada o początkach swojej kariery w modelingu, polskich korzeniach i zamiłowaniu do sportu.


W 2008 wygrałeś Ford Men's Supermodel of the World w São Paulo - tak zaczęła się Twoja kariera w modelingu. Dlaczego zdecydowałeś się wziąć udział w tym konkursie? Interesowałeś się wcześniej światem mody?

Miałem kolegę, który zajmował się modelingiem, więc też przechodziło mi to przez myśl, ale nigdy nic konkretnego w kierunku mody nie robiłem. Moja kuzynka studiowała projektowanie ubioru w São Paulo i na zakończenie studiów organizowała z kolegami mały pokaz mody. Potrzebowali do tego modeli, więc poprosiła mnie, abym wziął w tym projekcie udział. Zgodziłem się. Na pokazie pojawili się agenci z Ford Models, którzy zaproponowali mi dołączenie do agencji, a następnie realizowanie kolejnych pokazów.

Chodziłeś w pokazach Diora, Gucci, Versace i Armaniego, pojawiłeś się na okładkach „GQ” i „Vogue’a” i zrobiłeś niesamowite kampanie dla topowych modowych marek. Jakie jest Twoje ulubione i najbardziej pamiętne modowe doświadczenie? Mógłbyś o nim więcej opowiedzieć?

W mojej dotychczasowej karierze miałem ogromne szczęście pracować z wieloma wspaniałymi osobami, więc trudno wybrać mi jedną sytuację. Najbardziej zapadła mi chyba w pamięć moja pierwsza w życiu kampania, czyli Dior z Karlem Lagerfeldem. Moją ulubioną była z kolei Bulova, ponieważ realizowałem ją z rodziną. To było dla mnie wyjątkowe doświadczenie.

Wiem, że jesteś pół-Polakiem, ponieważ Twój ojciec ma polskie korzenie. Jak Twoja rodzina trafiła z Polski do Brazylii? Znasz jakieś polskie słowa lub kultywujesz polskie tradycje?

Tak, mój pradziadek, po którym zresztą dostałem imię, wyjechał w młodości do Brazylii. Jestem bardzo dumny z moich polskich korzeni i kiedy dorastałem, zawsze na święta Bożego Narodzenia jedliśmy barszcz. Pamiętam, że mój tata zawsze mówił mi i moim siostrom po polsku „Dobranoc”, kiedy szliśmy spać. Umiem też zaśpiewać po polsku „Sto lat”! Haha!

Dwa lata temu portal Models.com umieścił Cię na swojej liście „Ikon Biznesu” i „Najseksowniejszych Mężczyzn” i rzeczywiście uprawiasz wiele sportów, aby trzymać formę, między innymi tenis, surfing czy jiu-jitsu. Jakie są Twoje największe sportowe osiągnięcia i jakie jeszcze sporty chciałbyś trenować?

Swego czasu byłem półprofesjonalnym tenisistą i bardzo lubiłem różne sztuki walki, obecnie z kolei naprawdę uwielbiam kolarstwo, szczególnie górskie. I oczywiście, jak przystało na Brazylijczyka, kocham grać w piłkę nożną!

Oprócz bycia modelem, jesteś również oddanym młodym mężem i ojcem, więc musisz bardzo starannie organizować swój kalendarz. Jak udaje Ci się dawać z siebie wszystko w modelingu i jednocześnie zadbać o wystarczającą ilość czasu dla rodziny?

Na moje szczęście mam niesamowitą partnerkę życiową, moją żonę Jessiann, która pomaga mi znaleźć w tym wszystkim równowagę. Uwielbiamy spędzać razem czas jako rodzina, szczególnie gdy możemy razem pracować!

Nadal jesteś bardzo aktywny w modelingu, ostatnio pojawiłeś się na okładce hiszpańskiego magazynu modowego „Risbel”. Czy mógłbyś nam zdradzić swoje plany na najbliższą przyszłość?

Myślę, że po prostu musicie czekać i wypatrywać.


Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej na temat Francisco Lachowskiego i jego kariery, zajrzyjcie na jego oficjalną stronę:
https://www.instagram.com/chico_lachowski/