środa, 17 maja 2017

Rozmowa z Jackiem Bilczyńskim

Jacek Bilczyński jest specjalistą w dziedzinie zdrowego stylu życia, który od lat pokazuje Polakom jak właściwie się odżywiać i wykonywać ćwiczenia fizyczne. Chociaż nie lubi być nazywany motywatorem, zmotywował już do działania tysiące ludzi. Wydał trzy książki „Fit jest sexy!”, „Fit od kuchni” i „Fit w praktyce”, jest redaktorem naczelnym „Fit Magazynu” oraz regularnie gości między innymi w programach TVP i TVN. W wywiadzie opowiada o swoich początkach w sporcie, pracy z gwiazdami, inspiracjach oraz radzi jak zadbać o zdrowie i formę.

(Foto: Michał Wilczek)

Ze sportem jesteś związany od najmłodszych lat, trenowałeś między innymi sztuki walki, ale o swoją muskulaturę zacząłeś dbać dopiero w wieku nastoletnim. Jak wspominasz swój pierwszy trening na siłowni i początki „bycia fit”?

Rzeczywiście, aktywność fizyczną związaną z gimnastyką czy sztukami walki zaczynałem w młodym wieku, mając mniej więcej dziesięć lat. W tym wieku jednak człowiek zupełnie nie myśli o wyglądzie, więc dopiero kilka lat później zacząłem dbać o sylwetkę. Przez pierwszy rok nie były to jednak wizyty na siłowni, tylko nazwijmy to „siłownia domowa”, czyli proste formy obciążenia, które pozwalały mniej lub bardziej udolnie wykonywać podstawowe ćwiczenia. Wtedy zresztą świadomość i dostęp do wiedzy były zupełnie inne niż teraz.

Na prawdziwą siłownię poszedłem rok później, była to jedna z pierwszych siłowni w moim mieście. To były oczywiście zupełnie inne czasy i te kluby wyglądały inaczej, niemniej jest to dla mnie miłe wspomnienie. Mogłem sprawdzić się na różnego rodzaju nowym sprzęcie, którego wcześniej nawet nie widziałem na oczy. Spodobało mi się to doświadczenie, i tak już zostało.

Wiele mówisz o tym, aby nie podporządkowywać siłowni i treningowi całego swojego życia. Miałeś taki moment, w którym czułeś, że zajmuje ona w Twoim życiu zbyt wiele miejsca?

Jeżeli chodzi o siłownię i w ogóle trening, to z pewnością nie. Nigdy nie nazywam siebie sportowcem, bo wcale się nim nie czuję. Dla mnie sportowiec to ktoś, kto rzeczywiście całą swoją energię skupia na sporcie, jest on dla niego zawodem i sposobem na życie. Dla mnie aktywność fizyczna nigdy nie była zawodem i nigdy nie był to najważniejszy element w moim życiu. Zawsze powtarzam, że gdybym musiał wybierać między książką a treningiem, to wybrałbym książkę. Rozwój i zdobywanie wiedzy zawsze były dla mnie ważniejsze. Spędzało mi sen z powiek to, że codziennie musiałem dowiedzieć się czegoś nowego, bardziej lub mniej naukowego. Natomiast jeśli chodzi o kwestię aktywności, to jest to tylko jakiś element mojego życia, który nigdy go za bardzo nie zaburzał. Ta aktywność jest mi potrzebna, lubię ją, sprawia mi ona przyjemność i satysfakcję, ale nigdy nie była na pierwszym planie. Z tego powodu nie mogę sobie powiedzieć, że był taki moment, w którym powiedziałem: „Ok, za dużo mam siłowni i za bardzo pochłania ona moje życie”.

Czyli zawsze miałeś w tym wszystkim równowagę…

Myślę, że nie do końca chodzi o równowagę. Czasem mamy przecież tak, że za bardzo za czymś gonimy i się na czymś skupiamy, ale w moim przypadku na pewno nie był to element aktywności. Prędzej byłem w stanie spędzić osiem-dziesięć godzin w książkach i w internecie, który też jest fantastycznym źródłem wiedzy (jeśli tylko wiemy gdzie i jak szukać), i na przykład nie wyjść z domu. Zdarzało się, że jeśli jakiś temat bardzo mnie pochłonął, to zgłębiając go, traciłem rachubę czasu - mogłem siedzieć nad nim od 10 do 17 i nic w tym czasie nie zjeść. Teraz staram się tego unikać. Są więc elementy, które potrafią mnie pochłonąć, ale na pewno nie trening.

Bazując na zdobytej wiedzy, sam napisałeś już trzy książki, jesteś też redaktorem naczelnym „Fit Magazynu”. Czy masz jakieś szczególne momenty, które uważasz za naprawdę przełomowe w swoim życiu i które przyniosły Ci rozpoznawalność, np. pierwsza książka?

Pierwsza książka była dla mnie na początku czymś nierealnym i na pewno było to fantastyczne uczucie. Zamiast przełomowych momentów mam raczej punkty w swojej karierze zawodowej, z których jestem dumny czy zadowolony. A jeśli chodzi o rozpoznawalność - nie czuję się jakimś szczególnie rozpoznawalnym człowiekiem. Jestem normalnym facetem, jak większość chodzących po ulicy. Tak jak każdy z nas mam swoje zainteresowania i pasje, w których się realizuję. Nie każdy robi to w sposób medialny, ale samo robienie czegoś medialnie na pewno nie oznacza sławy. Sława to jest coś zupełnie innego i trzeba na nią zapracować latami. Sławni ludzie to dla mnie Jan Nowicki, Bogusław Linda czy Janusz Gajos. Całym życiem zapracowali oni na to, że nie muszą się nikomu kłaniać. Ja nie czuję się w żaden sposób osobą z tej kategorii. Po prostu spełniam się w tym co robię, mam elementy w swojej zawodowej karierze, z których jestem zadowolony i które dają mi dużą satysfakcję. Czasem są to jakieś drobne rzeczy, które są cenniejsze niż to co widać na zewnątrz.


Mówisz, że sam nie czujesz się gwiazdą, ale miałeś okazję trenować z wieloma gwiazdami, które często są na świeczniku i chwalą się dbaniem o wygląd. Czy praca z nimi różni się od pracy ze „zwykłymi” osobami - czy jest trudniej?

Często mamy w głowie obraz osoby ze świecznika jako swego rodzaju nadczłowieka, a to jest taki sam człowiek jak każdy inny. Te gwiazdy mają swoje kompleksy, smutki, radości, cele, priorytety i te wszystkie elementy są takie same jak u przeciętnego Nowaka czy Kowalskiego. Albo inaczej: gwiazda też jest na swój sposób przeciętnym Nowakiem czy Kowalskim. To co my widzimy to tylko mniej lub lepiej wypracowany wizerunek. Natomiast w momencie kiedy światełko na kamerze nie jest zapalone, wówczas stają się oni normalnymi ludźmi. Można się z nimi pośmiać, przybić piątkę i normalnie porozmawiać o rzeczach przyziemnych i zwyczajnych. Trudno też powiedzieć, by miały jakieś swoje fanaberie. Zresztą każdy z nas jakieś ma, często bardziej wybujałe niż tych gwiazd.

A propos tych fanaberii, słyszałem, że kiedyś miałeś okazję robić zakupy w Paryżu na życzenie jednego z klientów.

Tak, było to dosyć dawno. Mogę powiedzieć, że nie była to osoba z pierwszych stron gazet, ale miała swój ulubiony sklep, a finanse jej na to pozwalały. Absolutnie nie jest to jednak regułą, natomiast można to przytoczyć jako formę ciekawostki i tego co czasem przychodzi ludziom do głowy. Też jednak mile to wspominam.

Otrzymujesz wiele pytań dotyczących zdrowego odżywiania i właściwego treningu od ludzi śledzących Twoją działalność. Jakie pytania powtarzają się najczęściej - czy jest jakaś baza najczęstszych zapytań?

Te pytania się bardzo mocno zmieniają z racji tego, że ten zdrowy styl życia bardzo się rozwija. Robi się z tego ogromny kocioł różnych teorii, poglądów i tez. Często to co było rok temu zaprzecza temu co jest w tym roku, a to co będzie za rok, będzie w pewnej części zaprzeczało temu co jest obecnie. Czasem jest to tylko pozorne zaprzeczenie, ale można takie wrażenie odnieść i stąd wątpliwości. Te wszystkie pytania wynikają najczęściej z nadmiaru wiedzy. Ale chyba nie ma takiego pytania, które nieustannie by powracało.

To może ja zadam w imieniu wielu ludzi, którzy myślą o zmianie swojego życia na lepsze: Jak zacząć? Niektórzy wymawiają się brakiem czasu lub tym, że karnety na siłownię i zdrowe ekologiczne jedzenie są za drogie. Czy każdy może sobie pozwolić na chociaż namiastkę tego życia fit?

Dla mnie fit to jest swego rodzaju świadomość, zresztą ta definicja się mocno zmienia na przestrzeni lat. To budowanie swojej wiedzy, która później powinna być przefiltrowana przez zdrowy rozsądek: to na ile mogę sobie pozwolić, a na ile nie. Tak, każdy może być na swój sposób „fit”, bo to nie oznacza tego, że będziemy chodzili pięć razy w tygodniu na trening i dbali o każdy posiłek przez 7 dni w tygodniu 24 godziny na dobę. Czasem fit to są drobne zmiany i czasem są one maksimum możliwości danej osoby. Ja to całkowicie szanuję i dla mnie taka osoba jest fit, jeśli świadomie się takich zmian podejmuje. Być może skończy się na samym zbudowaniu fundamentu, ale może też ktoś złapie bakcyla i zacznie dalej w tym kierunku iść i się rozwijać.

Jeżeli chodzi o to jak się zmotywować, to trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Nigdy nie chciałem być traktowany jako tak zwany motywator, bo każdy człowiek ma swoje podejście do życia i nie ma sensu go na siłę zmieniać. Skupiam się raczej na przekazywaniu wiedzy, czegoś co może budować świadomość. Natomiast pokłady motywacji każdy zapewne znajdzie gdzie indziej. Dla niektórych będzie to chęć polepszenia stanu zdrowia, dla innych chęć dorównania koledze/koleżance, jeszcze inna osoba zobaczy kogoś w mediach, kto dobrze wygląda i powie sobie, że też chce tak wyglądać. Ten ostatni przykład jest popularny, ale bardzo go nie lubię. Media kreują idealny wizerunek, ale nie mają wiele wspólnego z realnym życiem. Jeśli jednak ktoś w tym znajduje pokłady motywacji, w porządku. Ważne, żeby się nie zagubił.

Wspomniałeś o wiedzy, którą czerpiesz z różnych źródeł. Czy masz swoje autorytety, osoby którymi się inspirujesz?

Oczywiście, z punktu widzenia zawodowego jest wielu sportowców, których podziwiam. Inspirują mnie również osoby związane z wiedzą, ale nie są one osobami ze świecznika, tylko pracownikami naukowymi na uczelniach. Są też ludzie, którzy po prostu imponują mi całym swoim życiem, na przykład Bogusław Linda. Część zawodowa to jedno, a życie to czasem znacznie więcej.


Skoro mowa o zainteresowaniach pozafitnessowych i pozasportowych, wiem że w dzieciństwie interesowałeś się lotnictwem i chciałeś zostać pilotem. Czy nadal fascynujesz się tą tematyką?

To marzenie zostało w głowie i mogę teraz realizować je amatorsko za sterami, ale nie zbieram modeli i nie jestem fanatykiem lotnictwa. W dzieciństwie to było mi bardzo bliskie, teraz troszeczkę odeszło na bok. Natomiast rzeczywiście polatać jest fajnie i to sprawia dużą satysfakcję, daje odprężenie. Uwielbiam fotografię i to też jest mój powiedzmy mały konik, ale absolutnie nie czuję się fotografem. Lubię też naprawdę dobre kino. Tych zainteresowań jest wiele.

Muzyka może nie jest zainteresowaniem, ale świetnym sposobem na odprężenie, cały czas mi towarzyszy. Nie jest to jeden gatunek, bo nie słucham gatunku, tylko po prostu muzyki. Jest wiele takich rzeczy, które sprawiają mi satysfakcję, ale nie chcę ich sprzedawać, bo są dla mnie, a nie na pokaz.

Nie lubisz być nazywany trenerem czy motywatorem, ale każdego w mediach jakoś należy „podpisać”. Jakbyś sam siebie określił zawodowo?

Staram się promować i propagować zdrowy styl życia, więc „propagator i promotor zdrowego stylu życia” to dobre określenie, bo zawiera więcej elementów niż tylko kwestie treningowe i żywieniowe. Obejmuje szerokie spektrum działań i wiedzy. Nie lubię być klasyfikowany jako trener, bo trener z założenia ma planować treningi - ja wolę bardziej holistyczne podejście.

Obecnie organizujesz cykl spotkań pod nazwą Fit Akademia, trwający dwa dni i składający się z wykładów o zdrowym żywieniu i właściwym treningu. Jak mógłbyś opisać tę akcję i zachęcić do dołączenia do tej inicjatywy?

Zapraszam osoby, które chciałyby w holistyczny sposób się rozwijać i dowiedzieć czegoś nowego z punktu widzenia aktywności i żywienia. To szkolenie obejmuje szerokie i zdroworozsądkowe podejście - taka jest właśnie idea Fit Akademii. Staram się zawsze budować świadomość, ale i podkreślać, że każdy z nas ma wolny wybór i to właśnie świadomy wybór stanowi o tym czy jesteśmy fit czy nie. Staram się nadążąć za wszelkimi trendami, które są obecnie na rynku i opisywać je w praktyczny i przystępny sposób. Jest to też kontynuacja tego co robię w mediach społecznościowych, ale możemy się spotkać, porozmawiać i każdy może zadać pytanie. Staram się, aby koszta tych seminariów były jak najniższe.

To moje osobiste spełnienie, za którym nie stoją przede wszystkim względy finansowe, ale rzeczywista chęć przekazania wiedzy. Fit Akademia to cykl, który cieszy się dosyć dużym zainteresowaniem - to już trzecia edycja, uczestniczyło w niej już ponad dwa tysiące osób. Jeździmy z miasta do miasta w każdy weekend, 11 miast i 11 tygodni. Nie chcę mówić, że to misja, bo nie jestem fanatykiem, ale daje mi to bardzo dużą satysfakcję.

Fit Akademia się rozwija, „Fit Magazyn” się rozwija, też między innymi Akademia Smaku. Czego Ci zatem życzyć i jakich kolejnych projektów możemy się spodziewać?

Te projekty już się tworzą i niedługo będą się pojawiały, między innymi „Akcja Regeneracja”. Mam dużo planów, z których część wyjdzie, a część pewnie nie. A czego można mi życzyć? Szczerego uśmiechu, żeby to co robię dawało mi satysfakcję, niezależnie czy się udaje czy nie. Jest dużo rzeczy, które się toczą i jeżeli wyjdą, to na pewno będzie z tego jakiś uśmiech. Jeżeli nie, to będzie to jakaś lekcja i też coś z tego wyciągnę. Tak więc myślę, że uśmiechu i chęci, żeby robić to co robię.

...no i na pewno zarażać pozytywną energią innych - tego Ci właśnie życzę i dziękuję za rozmowę.

Również bardzo dziękuję.


Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej na temat zdrowego stylu życia, serdecznie zachęcam do śledzenia oficjalnej strony Jacka Bilczyńskiego:
http://www.jacekbilczynski.pl/
https://www.facebook.com/JacekBilczynski.FitAndLifestyleCoach

środa, 3 maja 2017

Interview with Eric Howell

Eric Howell is an American director, whose short film "Ana’s Playground" was awarded on Santa Barbara International Film Festival and Central Florida Film Festival. His newest work is "Voice From The Stone", in which "Game of Thrones" actress Emilia Clarke plays one of the main characters and for which Amy Lee from Evanescence wrote a song "Speak to Me". In the interview Eric Howell is talking about making the movie, his inspirations and upcoming film projects.

(Photo: Philippe Antonello)

"Voice From The Stone", the thriller you directed, tells the story of an indestructible bond between a mother and son, which is stronger than death, and it is based on the Italian novel "La Voce Della Pietra". How did you become acquainted with this story and decide to turn it into a film?

The script was given to me by producer Dean Zanuck. Written by Andrew Shaw, it was a script that made me want to read under a blanket with a flashlight. For me it was always a gothic romance which is different than the original book. I didn’t read the book until much later in the process and can say that our final film interoperation really is it’s own story. However, at the core this was a very Italian story and the producers and I were very much committed to keeping it that way.

The story told in "Voice From The Stone" resembles a bit a classic gothic novel "Wuthering Heights" and is a kind of tribute to gothic romance films made by Alfred Hitchcock in the 1940s. How could you describe your main influences and inspirations in directing "Voice From The Stone"?

Well, certainly Hitchcock’s "Rebecca" was a major influence for this film specifically. The list of people who inspire me is quite long - everyone from Sam Mendes to Steven Soderbergh, to Lasse Hallström and Guillermo del Toro… Actually, as I work I’m trying to keep them out of my head because it’s too easy to try and compare - and then never live up to those great filmmakers. I’m just trying to do my best to find my own voice, and with any luck have an opportunity to make more films.

One of the most important factors which makes your project so special is its international and very talented crew - Emilia Clarke from "Game of Thrones" and Marton Csokas from "Lord of the Rings" play the main characters, and Amy Lee made a song "Speak to Me" especially for the movie. How did you manage to involve such a great artists in "Voice From The Stone"? What are your memories from your work with them?

When you work with people at this level you understand that they are at this point in their career for a good reason. Because of their own confidence they expect hard work, not perfection. I found that by showing up very prepared, having strong ideas but also an open mind to their ideas served the process very well. Sometimes I didn’t know the creative answers they were seeking, but everyone was always open to exploring them together. It’s a balance of full preparation and the willingness to throw that preparation out the window when you need to.

(Photo: Philippe Antonello)

"Voice From The Stone" is your feature film directorial debut, but you have directed some short films before, for example "Ana's Playground" and "Strangers". What was the most exciting thing about making your first 90-minute long film? What are the main differences between working on a short and a feature film?

The best part is the people - the calibre of people that I had the opportunity to work with is really the reward. Working on a longer project allows a family to be created and the process together has been imprinted forever in my mind - a true gift. I had an opportunity to collaborate with actors in a way that a short film simply cannot offer - a feature allow you to breathe a bit!

Both in "Ana's Playground" and "Voice From The Stone" the plot is focused on a child - a child of war Ana and silent orphan Jakob respectively. How it is like to work with such young actors? Do you have to treat them in a little bit different way than their older collegues?

In directing as in parenting I have found that one should never talk down to a child. Treat them as you do other actors. The biggest difference is the choice of words because a vocabulary with a child won’t be as robust as that of an adult. Children love to play and pretend, so often they can be easier than working with an adult because there is no baggage and fewer doubts. However, what you gain here is lost in the attention span for a child, so it is important to work quickly.

"Voice From The Stone" premiered in select theaters on 28 April 2017 and the trailer of the movie was very promising and exciting. Have you already got any plans for the next projects? Can we expect more films like that directed by you in the future?

I’ve got two personal projects going. One is a script of mine that’s been picked up as a graphic novel titled "The Revolution of Cassandra". Think of it a a contemporary "Raiders of the Lost Ark", but instead of a pistol and whip, the protagonist is a woman with dreadlocks and Birkenstocks who fights for her idealism in the middle of a Central American civil war and inadvertently changes the world around her. "The future is feminine!"

The other is a script I co-wrote titled "Killing Roma" which is going out to cast at the moment. It’s the story of a meticulous assassin forced together with a suicidal femme fatale who wants him to kill her after causing him to miss his original target. They spend the night on a journey through a romantic city and fall in love… Sort of "Lost In Translation" meets "Léon: The Professional".


If you want to learn more about "Voice From The Stone", please visit the movie's official website:

Wywiad z Erikiem Howellem

Eric Howell jest amerykańskim reżyserem, którego krótkometrażowy film „Ana’s Playground” został nagrodzony m.in. na Santa Barbara International Film Festival i Central Florida Film Festival. Jego najnowszym dziełem jest pełnometrażowa produkcja „Voice From The Stone”, w której zagrała między innymi znana z „Gry o tron” Emilia Clarke i do której piosenkę „Speak to Me” napisała Amy Lee z Evanescence. W wywiadzie Eric Howell opowiada o kulisach powstawania filmu, swoich inspiracjach i kolejnych filmowych projektach.

(Foto: Philippe Antonello)

Thriller „Voice From The Stone”, którego jesteś reżyserem, opowiada opartą na włoskiej powieści „La Voce Della Pietra” historię nierozerwalnej, silniejszej niż śmierć więzi między matką i synem. W jaki sposób zapoznałeś się z tą opowieścią i zdecydowałeś się zamienić ją w film?

Otrzymałem scenariusz od producenta Deana Zanucka. Napisany przez Andrew Shawa okazał się czymś, co mogłem z przyjemnością czytać pod kocykiem z latarką w ręku. Sam scenariusz postrzegam jako romans, który różni się od oryginalnej książki. Zresztą samą książkę przeczytałem znacznie później, już na etapie tworzenia filmu, i mogę tylko stwierdzić, że efekt naszych filmowych działań stanowi raczej własną luźną interpretację. Aczkolwiek, jako że u źródła jest to bardzo włoska historia, producenci i ja staraliśmy się za wszelką cenę zachować ten specyficzny klimat.

Historia opowiedziana w „Voice From The Stone” przypomina nieco klasyczną powieść gotycką „Wichrowe wzgórza” i jest swego rodzaju hołdem złożonym gotyckim filmom Alfreda Hitchcocka powstałym w latach 40. XX wieku. Jak mógłbyś opisać swoje główne inspiracje i wpływy przy tworzeniu „Voice From The Stone”?

Cóż, z całą pewnością „Rebecca” Hitchcocka była głównym źródłem wpływu jeśli chodzi o tworzenie tego filmu. Lista ludzi, którzy stanowili dla mnie inspirację jest dosyć długa - wszyscy począwszy od Sama Mendesa aż do Stevena Soderbergha, Lassego Hallströma i Guillermo del Toro. Tak naprawdę to kiedy pracuję staram się nie skupiać szczególnej uwagi na ich twórczości, ponieważ zbyt łatwo jest próbować się z kimś porównywać, a potem i tak nie dorównać tym wybitnym filmowcom. Po prostu staram się robić co w mojej mocy, aby znaleźć swój własny styl i przy odrobinie szczęścia korzystać z szansy, by tworzyć więcej filmów.

Jeden z najważniejszych czynników, które czynią Twój projekt tak wyjątkowym, jest jego międzynarodowa i bardzo utalentowana obsada - główne role grają Emilia Clarke z „Gry o tron” i Marton Csokas z „Władcy pierścieni”, a Amy Lee specjalnie do tego filmu stworzyła piosenkę „Speak to Me”. Jak udało Ci się zaangażować do „Voice From The Stone” tak wybitnych artystów? Jakie są Twoje wspomnienia związane z pracą z tymi osobami?

Kiedy pracujesz z ludźmi na tym poziomie, rozumiesz że nie bez przyczyny są w tym punkcie swojej kariery. Są pewni siebie, więc oczekują ciężkiej pracy, a nie perfekcji. Udowodnili mi to, gdy pojawiali się na planie świetnie przygotowani i mieli silne pomysły, a zarazem otwarcie umysłu na te ich rady dobrze służyło procesowi tworzenia. Czasami nie wiedziałem jakich kreatywnych odpowiedzi ode mnie oczekują, ale wszyscy byliśmy zawsze gotowi, aby wspólnie je odnaleźć. To była taka równowaga między pełnym przygotowaniem a zarazem gotowością do odrzucenia tych przygotowań, gdy była taka potrzeba.

(Foto: Philippe Antonello)

„Voice From The Stone” to twój reżyserski debiut w filmie pełnometrażowym, ale już wcześniej reżyserowałeś kilka filmów krótkometrażowych takich jak „Ana’s Playground” czy „Strangers”. Co było najbardziej ekscytujące w tworzeniu Twojego pierwszego półtoragodzinnego filmu? Jakie są główne różnice w pracy nad krótkometrażówką i pełnometrażówką?

Najlepsza część to ludzie - kaliber ludzi, z którymi miałem możliwość pracować to dla mnie prawdziwa nagroda. Praca nad dłuższym projektem pozwala na to, aby stworzyła się rodzinna atmosfera i ten wspólny proces niewątpliwie zapisał się w moim sercu - to prawdziwy dar. Miałem szansę współpracować z aktorami w sposób, którego krótkometrażowy film po prostu nie może zaoferować - pełnometrażówka pozwala na odrobinę oddechu!

Zarówno w „Ana’s Playground” jak i w „Voice From The Stone” fabuła skupia się na postaci dziecka - odpowiednio dziecka czasów wojny Any czy milczącego sieroty Jakoba. Jak wygląda praca z tak młodymi aktorami? Czy musisz traktować ich w trochę inny sposób niż ich starszych kolegów po fachu?

Odkryłem, że w reżyserowaniu jak w ojcostwie nie można zniżać się do poziomu dziecka. Traktuj ich tak jak innych aktorów. Największą różnicą w podejściu jest dobór słów, ponieważ słownictwo używane wobec dziecka nie będzie tak silne jak w stosunku do dorosłego. Dzieci uwielbiają grać i udawać - często łatwiej jest z nimi pracować niż z dorosłymi, ponieważ nie mają tego bagażu doświadczeń i rzadziej dopadają je wątpliwości. Jednakże to co się w tym uzyskuje można łatwo stracić, ponieważ krócej potrafią skupić swoją uwagę. Dlatego ważne jest, aby działać szybko.

„Voice From The Stone” miał swoją premierę w wybranych kinach 28 kwietnia 2017, a już sama zapowiedź filmu była obiecująca i ekscytująca. Masz już plany na kolejne projekty? Czy możemy się w przyszłości spodziewać więcej filmów takich jak ten w Twojej reżyserii?

Mam dwa osobiste projekty w drodze. Jednym jest scenariusz mojego autorstwa, który został wybrany jako powieść graficzna o nazwie „The Revolution of Cassandra”. Myślę o tym jako o współczesnej wersji „Poszukiwaczy zaginionej arki”, ale zamiast pistoletu i bata, bohaterką jest kobieta z dredami i Birkenstocks, który walczy o jej ideały w samym centrum wojny domowej w Ameryce Środkowej i nieświadomie zmienia otaczający ją świat. „Przyszłość jest kobietą!”

Innym projektem jest scenariusz, który współtworzyłem o nazwie „Killing Roma”, do którego będziemy teraz organizowali obsadę. To historia pedantycznego mordercy, który łączy siły z nieszczęśliwą femme fatale, która chce, aby ją zabił, po tym jak spowodowała, że stracił swój pierwotny cel. Spędzają noc podróżując po romantycznym mieście i zakochują się w sobie. Coś w rodzaju spotkania „Między słowami” z „Leonem zawodowcem”.


Jeżeli chcecie dowiedzieć się czegoś więcej na temat filmu „Voice From The Stone”, zajrzyjcie na jego oficjalną stronę internetową: