poniedziałek, 24 czerwca 2019

Rozmowa z Michałem Kurkiem

Michał Kurek jest młodym aktorem z Lubaczowa, który niedługo rozpoczyna ostatni rok studiów w Akademii Sztuk Teatralnych im. S. Wyspiańskiego w Krakowie - Filia we Wrocławiu. Zagrał epizodyczne role w serialach „Na sygnale” i „Ślad” oraz w filmie „Najlepszy”, zaś popularność przyniosła mu rola Czarka Łomacza w serialu „Na Wspólnej”. Ponadto jest laureatem wielu konkursów recytatorskich, a niedawno zadebiutował jako juror na finale 64. Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego. W wywiadzie Michał opowiada między innymi o swojej fascynacji aktorstwem i teatrem, roli w „Na Wspólnej”, konkursach recytatorskich i planach na przyszłość.

(Foto: RadkoWy)

Jeszcze zanim wstąpiłeś do Akademii Sztuk Teatralnych we Wrocławiu działałeś w szkolnym kabarecie w Lubaczowie. Skąd pojawiło się u Ciebie zainteresowanie aktorstwem? 

Rzeczywiście zaczęło się od tego, że w klasie trzeciej gimnazjum założyliśmy grupę kabaretową Strata Czasu. Okazała się ona hitem nie tylko w naszym gimnazjum, ale i w naszym mieście. Zaczęliśmy jeździć po różnych festiwalach kabaretowych i wygrywać nagrody. W międzyczasie zacząłem czuć w sobie jakąś liryczną stronę. W końcu nauczycielka trochę na siłę zaciągnęła mnie na konkurs recytatorski poezji księdza Jana Twardowskiego. Nie miałem pojęcia o literaturze, więc wziąłem tekst „Śpieszmy się kochać ludzi”, bo znali go wszyscy, i dostałem na tym konkursie pierwszą nagrodę. Potem okazało się, że dyrektorka i przewodnicząca jury była przyjaciółką mojej mamy (śmiech). Wkręciłem się jednak w ruch recytatorski na maksa i zacząłem jeździć na profesjonalne kilkudniowe konkursy recytatorskie m.in. w Skarżysku Kamiennej, Szczecinie i Opolu. Wygrałem mnóstwo nagród na takich konkursach, więc to, że zaczęło się od przekrętu, jakoś mnie nie boli. Wtedy pomyślałem też, że chcę próbować sił w aktorstwie.

Ostatnio pierwszy raz uczestniczyłem jako juror na finale 64. Ogólnopolskiego Konkursu Recytatorskiego, będąc najmłodszym jurorem w historii konkursu. To dla mnie ogromny kredyt zaufania.

Wspomniałeś o licznych nagrodach. Podobno masz ich już na koncie ponad 120.

Moi znajomi się już z tego śmieją i wysyłają w komentarzach do zdjęć hashtagi #119, #120, #121… W zeszłym roku na pewno było już 121, ale wydaje mi się, że teraz są już 123. W końcu przestałem to liczyć.

Bardziej czujesz się recytatorem czy aktorem?

Dla mnie aktor jest rzemieślnikiem, bo gra role i realizuje zadania, które wyznacza mu reżyser. Recytator pracuje zaś nad tekstem sam, aby opowiedzieć własną historię. Dla mnie to jest bardziej artyzm. Tak więc czuję się tym i tym, ale osobno - moim zdaniem to się trochę nie łączy.

Ostatnio zaprezentowałeś swój autorski monodram „W imię”, więc można powiedzieć, że byłeś rzemieślnikiem swojego własnego dzieła.

Dokładnie tak. To było jedną nogą w recytacji, jedną w aktorstwie. Był to mój dyplom indywidualny w Akademii Sztuk Teatralnych, ale sięgnąłem po materiał literacki, który od dawna chodził mi po głowie. Cały monodram składał się z dziewięciu scen. Były tam sceny monologowe-recytatorskie, które były hołdem dla recytacji, sceny bardzo formalne, będące hołdem dla szkoły i tego, czego się w niej nauczyłem, ale też fragmenty filmów, w którym miałem okazję podziałać - hołd w stronę rzeczy zrealizowanych przeze mnie na ekranie. Starałem się skondensować całą swoją drogę w jednym utworze.

Taka trochę autobiografia? 

Trochę tak, ale cały monodram opowiada o relacji ojca z synem. Muszę jednak powiedzieć, że ten ojciec monodramowy nie ma nic wspólnego z moim. Udało mi się jednak „sprzedać” tę opowieść tak wiarygodnie, że wszyscy myślą, że to o mojej rodzinie.

Jeśli chodzi o aktorstwo i recytację, działasz też jako nauczyciel i dzielisz się swoim talentem. 

Właśnie zaczynają się egzaminy wstępne do szkół teatralnych i mam kilku swoich kandydatów. W zeszłym roku udało mi się wprowadzić do szkoły jedną dziewczynę. Bardziej skupiam się jednak na przygotowywaniu recytatorów na konkursy i festiwale żywego słowa. Jeżeli ktoś chce zdawać do szkoły, to zawsze namawiam, aby jeździł też na konkursy, bo to jest zawsze spotkanie z widownią, a tekst na konkurs recytatorski aż tak bardzo nie różni się od tekstu, który musisz przygotować na egzamin. Sam też cały czas się dokształcam, m.in. u logopedy Barbary Sambor, bo uważam, że aktor stale powinien się rozwijać. Dopóki mogę tę dykcję i głos jeszcze trochę podkolorować, to staram się to robić.

(Foto: Tomasz Piotrowski)

Po kilku epizodach w serialach otrzymałeś większą rolę w „Na Wspólnej”, gdzie wcieliłeś się w postać nastoletniego geja Czarka. 

Czarek jest moją największą rolą serialową z kilku powodów. Po pierwsze jest to chyba najbardziej oglądany serial z tych, które popełniłem. Poza tym to dość długi wątek z nadzieją na kontynuację i dosyć trudna rola. Jej trudność nie przejawia się w tym, że Cezary „kocha wyjątkowo”, ale w tym, że to jest 15-16-latek, a ja mam tych naście lat dawno za sobą. To są jego pierwsze zauroczenia, problemy z rówieśnikami i prześladowanie w szkole. Też problem z ojcem, który wyrzeka się syna. To są trudne emocje do zagrania nawet dla dorosłego człowieka, a jeszcze trzeba to przerobić na umysł nastolatka. Granie nastolatków sprawia mi jednak dużą radość i chciałbym to robić jak najdłużej. Dobrze się konserwuję (śmiech).

Ale chyba nie rezygnujesz całkowicie z doroślejszych i poważniejszych ról?

Nie rezygnuję, ale mam na to jeszcze czas. Poza tym nie chciałbym robić czegoś, co byłoby sztuczne. Raz przygotowałem na konkurs recytatorski monolog alkoholika. Jurorzy powiedzieli, że jak zamknęli oczy i słyszeli ten głos, to wszystko było w porządku, ale jak zobaczyli twarz, to było niewiarygodne. Nie chciałbym przyjmować ról tylko dlatego, że koniecznie chciałbym je zagrać. Jeżeli czułbym, że nie będę w tym wiarygodny lub moja twarz kłóci się z jakimś wiekiem, to nie chcę robić kiepskich rzeczy.

Wracając do Czarka… Wątki homoseksualne w polskich serialach nadal należą do rzadkości i uważane są za odważne. Nie miałeś żadnych dylematów związanych z przyjęciem tej roli?

Nie, żadnych. Jak mój znajomy powiedział mi, o co będzie chodziło, wiedziałem, że zrobię to dobrze. Nie mam z tym tematem żadnego problemu. Szkoła teatralna uczy tolerancji i wyrozumiałości. Uczyło się tam wiele osób homoseksualnych i nie miało to żadnego znaczenia. To jest tak jak z wiarą czy polityką. Jeżeli ktoś jest dobrym człowiekiem, to się szanujemy, a jeżeli ktoś jest burakiem, to nieważne, czy będzie gejem czy ateistą, po prostu będzie burakiem. Wiem jednak, że aktorzy często boją się takich ról, ale jeżeli coś jest ciekawe i dobrze napisane, a mi się te sceny podobały, to czemu nie.

Te sceny były bardzo subtelne i zrealizowane ze smakiem.

Właśnie o to chodzi! Gdyby to był przegięty gej, na pewno bym tego nie wziął. Gdyby ta rola kogokolwiek obrażała, ośmieszała lub poniżała, w życiu bym się na nią nie zgodził. Czytając scenariusze, widziałem, że Czarek jest fajny i można go polubić. Ubiera się i zachowuje normalnie, jest najlepszym piłkarzem w drużynie, ma mnóstwo kolegów i wszyscy go lubią zanim wychodzi prawda na jego temat. Czarek jest dobry dla Franka i staje w jego obronie, kiedy nie jest to jeszcze podszyte jakąś większą sympatią. Po prostu jest dobrym człowiekiem. Poza tym jego sceny z ojcem czy z Frankiem, kiedy przychodził do szpitala, były naprawdę wzruszające.

Do tego jeszcze nie pokazano Czarka od razu jako homoseksualistę, tylko stopniowo wprowadzano ten wątek.

Dzięki temu od razu dał się polubić. Niektórzy fani serialu jednak od początku podejrzewali, że „coś z nim będzie nie tak”... Tylko co znaczy „nie tak”?  Miałem wcześniej kilka propozycji ról homoseksualnych i jak widziałem od razu lateks, panterkę i smycze, to wiedziałem, że to nie jest do zrobienia. Jeżeli ktoś ma takie postrzeganie homoseksualizmu, to zatrzymał się myśleniem w alternatywnym średniowieczu.

Czyli granicą w przyjmowaniu roli jest dla Ciebie szacunek dla godności człowieka?

Tak. Nie przyjmę roli, która kogoś obraża, godzi w jakąś grupę społeczną lub wyśmiewa jakiś zawód. Owszem możemy śmiać się z siebie-Polaków, nauczycieli czy matek ich klasycznymi tekstami, ale jest granica dobrego smaku, której wolałbym nie przekraczać.

Wspomniałeś o posiadaniu homoseksualnych znajomych. Konsultowałeś z kimś tę rolę czy zdałeś się na własną intuicję?

Nie, zdałem się na intuicję. Obrałem sobie taką taktykę, że nie chcę tego grać. Uznałem, że zaprezentuję normalnego nastolatka, a jego inność będzie tylko w słowach. Uważam, że ludzie powinni przestać się wzajemnie kategoryzować ze względu na jakiekolwiek przekonania, wyznania czy inność.

Na planie serialu miałeś wiele scen z Natanem Czyżewskim. Jak jako starszy kolega po fachu oceniasz pracę z nim i jego grę aktorską? 

Bardzo pozytywnie! Wspomnicie moje słowa: Natan będzie jeszcze tak wymiatał, że będzie miał dwa telefony, żeby mógł rozmawiać o kilku propozycjach aktorskich jednocześnie. Zresztą już w 2013 zagrał w jednym z pierwszych filmów przygodowych o dzieciach „Gabriel”, który bardzo mi się podobał.

(Foto: Kornelia Kurasz)

Z tego co wiem, zagrałeś niedawno w filmie Tomasza Stuleblaka „Wianki”. Czy mógłbyś opowiedzieć coś więcej na jego temat?

„Wianki” mają podobną stylistykę barw jak w filmie „Tamte dni, tamte noce” Luki Guadagnino. To opowieść o 17-letnim Adamie i 34-letniej Dorocie, którzy wyjeżdżają razem na wakacje. Film bazuje na tym, że dopiero w ostatniej scenie okazuje się, kim jest Dorota dla Adama. Przez cały film nie wiadomo, czemu są ze sobą blisko, a czemu jednak nie aż tak blisko.

A jakieś kolejne filmowe propozycje?

8 czerwca zaczęliśmy zdjęcia do nowego, czarno-białego filmu Martyny Majewskiej „Maria nie żyje”. Na razie nie zdradzam fabuły, ale myślę, że będzie co oglądać. Z kolei w marcu popełniłem film krótkometrażowy „Ojcowizna”, który nadal czeka na datę premiery. To też ciekawa historia, bo odbywa się na początku XX wieku, równolegle z czasami wojennymi w zapomnianej osadzie. W ciągu ostatniego roku miałem okazję podziałać w bardzo różnych projektach. Poza tym recytacja, debiut w teatrze i dwa dyplomy w szkole teatralnej.

Przejdźmy może do debiutu w teatrze. W marcu 2019 zagrałeś Mateusza Lewiego i Mogarycza w spektaklu „Mistrz i Małgorzata” w Teatrze im. Siemaszkowej w Rzeszowie. Jak dołączyłeś do obsady tej sztuki?

Zaczęło się od tego, że równolegle z „Na Wspólnej” zacząłem pracę nad dyplomem w szkole teatralnej „Zabójca czasu” w reżyserii Maćka Prusaka. Na premierze podszedł do mnie reżyser Cezary Iber, z którym praca zawsze była dla mnie marzeniem. Poczułem wtedy, że to jest ten dzień. Powiedział, że planuje robić „Mistrza i Małgorzatę” i bardzo chciałby mnie zaprosić do swojego zespołu. Cieszę się, że mogłem zagrać Mateusza Lewiego, bo miał kilka fraz, które pięknie brzmią na scenie. Poza tym sztuka była wystawiana w teatrze w Rzeszowie, a ja jestem z Podkarpacia, więc jest to teatr, na którym się wychowywałem.

Co bardziej fascynuje Cię w teatrze - wchodzenie w role czy operowanie słowem?

Trudno na to pytanie odpowiedzieć. Bardzo mi się podoba sama praca nad spektaklem, czyli jeszcze próby stolikowe, kiedy analizujemy tekst miliard razy i odkrywamy w nim rzeczy, których z pozoru nie ma i funkcjonują na granicy domysłu. W ruchu recytatorskim jest taka świetna kategoria „Wywiedzione ze słowa” - pokazanie w słowach czegoś, czego nie ma, np. kiedy bajka „Lokomotywa” staje się monologiem striptizerki.

(Foto: RadkoWy)

Podchodzisz do zawodu aktora bardzo poważnie. Zanim jednak dostałeś się do szkoły aktorskiej przez rok studiowałeś na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym.

To był hit! Kiedy w liceum brałem udział w Ogólnopolskim Konkursie Recytatorskim, musiałem się w kilku słowach zapowiedzieć. Napisałem: „Moim marzeniem jest szkoła teatralna, a jak się nie uda, to coś łatwiejszego, może medycyna”. Wszyscy zaczęli się śmiać, ale tuż przed maturą uznałem, że faktycznie zdaję na medycynę. Ludzie mówili, że mi się nie uda, ale zmobilizowałem się. Czytałem praktycznie 24 godziny na dobę biologię i chemię, rozwiązywałem zadania jak głupi i się udało. Do szkoły teatralnej dostałem się dopiero za drugim razem, więc rok postudiowałem na uniwersytecie medycznym. Odchodząc z uniwersytetu, strasznie płakałem, bo poznałem fantastycznych ludzi. Odszedłem tylko dlatego, że cele były jasne: idę do szkoły teatralnej, jeśli nie za pierwszym razem, to za drugim lub trzecim. Na razie moje studia są zamrożone, ale mam pięć lat na powrót, więc zawsze mogę wrócić.

Nadal uważasz, że medycyna jest prostsza niż teatr?

Każdy ma inne predyspozycje. Uważam, że studia są porównywalne pod względem wymagań, ale są one zupełnie inne. Szkoła teatralna zmusza cię wręcz do poświęcenia 24 godzin doby na próby i zajęcia. W szkole medycznej było bardzo mało zajęć, ale dużo czasu trzeba było poświęcić na samotną naukę w domu. W szkole teatralnej pracujesz z drugim człowiekiem, nie zawsze się lubicie i dogadujecie. Na WUM-ie pisało się kolokwium i dostawało punkty za wiedzę, a w szkole teatralnej obiektywność jest sumą subiektywnych opinii. Jak ktoś cię nie lubi, to możesz przynieść nawet oscarową produkcję i wyjść z trójką.

Czyli chcąc tam być, musisz umieć znosić krytykę i lubić ludzi?

Tak, bo inaczej będziesz się męczyć. Szkoła teatralna nauczyła mnie dawać wszystkim pierwszą szansę. Abym kogoś nie lubił i nie chciał z kimś współpracować, ta osoba musi sobie na to zapracować. Ludzie są różni, ale każdy ma na początku czyste konto.

Mówiłeś, że w ramach aktorstwa też tańczysz, a z tym wiąże się muzyka. Jak mógłbyś opisać swój gust muzyczny?

Moja playlista na Spotify jest bardzo złożona. Abstrahując od tego, że obejmuje wszystkie możliwe kraje, obejmuje też różne style muzyczne: szeroko rozumiany pop, lżejszy rock, trochę mocniejszych brzmień jak Guns N’Roses i od czasu do czasu hip hop. Może poza disco polo, ale na weselu jest ono jak najbardziej mile widziane. Z racji tego, że jestem po szkole muzycznej, słuchałem też dużo muzyki klasycznej.

Wspomniałeś o szkole muzycznej. Grasz czy śpiewasz?

Gram, śpiewam i tańczę. Skończyłem szkołę w klasie akordeonu. Chciałem śpiewać i grać na fortepianie, ale moich rodziców nie było stać na fortepian czy pianino. W domu był akordeon, bo mój tata na nim grał, więc rodzice powiedzieli, żebym poszedł na ten instrument. Męczyłem się jak cholera, ale wiedziałem, że od drugiego roku będę miał jako dodatkowy instrument fortepian i rodzice w końcu będą musieli mi kupić chociaż organki. Kończąc szkołę teatralną, miałem egzamin z piosenki aktorskiej i przygotowywałem w autorskiej aranżacji „Beksę” Rojka przy własnym akompaniamencie fortepianu. Tak więc szkoła muzyczna rzeczywiście się przydała.

Planujesz rozwijać się muzycznie i np. stworzyć kanał na Youtubie z własną muzyką?

Nie. Uważam, że teraz jest taka plaga śmieci na Youtubie, że mój kanał jest tam co najmniej zbędny. Nadal zdarza mi się jednak śpiewać. W „Mistrzu i Małgorzacie” mam kilka fraz śpiewanych, śpiewane fragmenty były też w moim monodramie. A jak nie na scenie, to mam prywatne koncerty pod prysznicem! (śmiech)


(Foto: Tomasz Piotrowski)

Czarek z „Na Wspólnej” bardzo dobrze gra w piłkę nożną. A jakie są Twoje ulubione sporty?

Jak moi znajomi dowiedzieli się, że gram piłkarza, to do dzisiaj się z tego śmieją. Zawsze byłem najgorszy z wf-u. Raz mi dali kulę do ręki, to rzuciłem tak, że mój kolega dostał w głowę i nie wiem, czy do dziś nie ma blizny. Od roku jednak chodzę regularnie na siłownię, bo w moim zawodzie kondycja i sylwetka są bardzo ważne. Schudłem 13 kilogramów - 17 razy w miesiącu chodziłem na siłownię, żeby doprowadzić się do ładu. Na co dzień nie uprawiam żadnego konkretnego sportu, ale bardzo chętnie chodzę z przyjaciółmi na orlik pograć w kosza lub w siatkę. W domu rodzinnym lubię z kolei pobiegać, bo mam w pobliżu las, spokój i ciszę.

Masz jakieś swoje ulubione miejsce w Lubaczowie?

Konkretnie w Lubaczowie nie, ale pod Lubaczowem w Horyńcu Zdroju jest piękny zalew z jeziorem. To takie miejsce, gdzie mogę się wyciszyć i pobyć sam ze sobą. Siadam wtedy na ławce i odpalam JBL-a z muzyką.

O swoich fanach w mediach społecznościowych piszesz „norki i norniki”. Skąd to się wzięło?

Miałem kiedyś przyjaciółkę Anię, która w pewnym momencie, gdy wszystkie zdrobnienia się skończyły, zaczęła mówić do mnie „kurra”. Strasznie mnie to denerwowało, więc powiedziałem jej: „Jakbyś się czuła, gdybym mówił do ciebie „norko”?” i zacząłem tak do niej mówić. Później do wszystkich zacząłem mówić „norko”, a jak mnie ktoś zdenerwował to „nor” lub „nornik ostateczny”. Ktoś to podłapał i tak właśnie powstały „Norki Michała”.

Wspomniałeś o kilku projektach filmowych, które już niedługo będziemy mogli zobaczyć. Jakie są jeszcze Twoje plany na przyszłość?

Chciałbym znaleźć chwilę dla siebie na wakacje, najlepiej za granicą. Od lipca przeprowadzam się do Warszawy, a od września zaczynam spektakl w Poznaniu. Chciałbym zrobić ze stolicy swoją bazę wypadową. Niedawno znalazłem też nowego agenta, więc mam nadzieję, że ruszy jeszcze więcej ciekawych rzeczy.


Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej na temat Michała Kurka i jego aktorskiej działalności, zajrzyjcie na jego oficjalną stronę:
https://www.instagram.com/themichael16/

piątek, 7 czerwca 2019

Interview with Stanislav Yanevski

Stanislav Yanevski is a Bulgarian actor well-known for the role of Viktor Krum in "Harry Potter and the Goblet of Fire". He also starred in such films and TV series as "Hostel: Part II", "Resistance" and "Pod prikritie" ("Undercover"). He attended Mill Hill School in the United Kingdom and lived in Israel for several years. In the interview, Stanislav is talking about his adventure with "Harry Potter", acting career, healthy lifestyle and plans for the future.


You started your acting career in 2005 from the role of Viktor Krum, a Quidditch player from Bulgaria, in "Harry Potter and the Goblet of Fire". How did you become a part of this legendary fantasy film? 

This was very long ago. I was at school when they were casting for various roles for the films. I happened to be at the right place and at the right time to bump into one of the films casting agents, who noticed me and asked me straight away to go for a casting. After several meetings, which were over quite a long period of time, they gave me the call with the good news that I had been chosen to portray Krum out of more than 3500 different favorites for the role. It was an amazing feeling.

On the set of "Harry Potter and the Goblet of Fire" you had a chance to meet such big names as Ralph Fiennes, Maggie Smith and Alan Rickman. What was the most exciting thing about being a member of the "Harry Potter" cast? 

There are many big names of world-known actors and actresses in the "Harry Potter" cast. It was at first scary and I was cautious talking to many of them but after they all showed how much they loved being around us and how much of a wonderful time we were having and going to have together filming these films I became more confident. I always looked up to them all and tried to learn as much as possible from each one of them. It was an absolute honor working on a project with so many big names and wonderful people.

Do you keep in touch with anyone from the film? 

Yes, I do stay in touch with quite a lot of people from the film. Not only cast but also crew. We were on it for such a long time that we were bound to create big friendships. We are lucky to have conventions happening all around the world that we travel to and get time to catch up. We have the best fans ever supporting us!

After "Harry Potter" you played in some Bulgarian films and TV series like "Pod prikritie", "Stolichani v poveche" and "XIa". How does making a film in Bulgaria look like? Is it much different from making a film in the UK?

Yes, I recently had another Bulgarian film come out and to be honest I've been pretty fortunate to have continued getting roles and keep rolling in the business. I love acting and I love my job, so as long as I'm in it, I can say I'm a happy man.

Filming is a mechanical process, movie making in general, however different films have different crews, different locations, different cast etc., which makes every project very unique. It's nice filming in my native language and at home but I adore travelling and having to work abroad is equally as exciting to me as filming home.

You are from Bulgaria, but you lived in England and Israel for some years. What are your favourite places in these three countries? Do have a place that you can call a paradise on earth?

I think that our world is paradise as a whole. I ride a motorcycle and travel as much as possible on it. I love spending time in nature. I definitely do not have a favorite country because every country is unique with its culture, people, beauties etc. I've travelled pretty much around the world and have seen so many magical places. I loved Mexico, Peru, Brazil, USA, Asia, Taiwan, Japan, Russia… I love Europe and I definitely cannot pick one favorite place.

Well if I have to be honest home is home, but that's sentimental.

Your name "Stanislav Yanevski" suggests that you have some Polish roots. Do you know anything about your possible Polish ancestors? Have you ever been to Poland?

I have been to Poland and I love the country! People are so nice and the culture is so interesting to me! I am not sure if I have Polish ancestors, but it's quite often I get asked the question whether I have something connected to Poland. Bulgarian family names usually end in two ways – either -ov/ova or -ski/ska.


Since playing in "Harry Potter and the Goblet of Fire" you have changed a lot - you got even more muscular and athletic and you got a lot of tattoos. Can you tell us something more about their meaning?

It is really hard being an actor today. The requirements for an actor are to have a lean muscular model type fitness body. I was told by my agent that if I want to be an action hero, I have to look like one. This is why I concentrated more on my training, diet and changed my lifestyle. You have to have a dream to chase and consistency and hard work will eventually pay off in the end. I fell in love with healthy lifestyle and it has become a part of me. I do it for work but a lot more just for myself. Tattoos I've had since 2006 I think. Slowly they became more and more and they are a style that I have now. I really like them. Some of them have meanings giving me strength, power, protection… Some are there just because I thought they were nice and would link well to the rest.

I know that you spend a lot of time at the gym to stay in shape. Which physical activities do you prefer?

I spend anything between 90 minutes to 180 minutes, sometimes more per day training. I like doing hungry cardio in the mountains to start my day with. That takes me about an hour and a half climbing up and getting down and then I do another hour and a half to two muscle training in the gym. Free weights is what I prefer and intense crossfit kind of workouts. Outdoor if possible.

This year we will see you playing Boris The Hammer in a British film "The Cloaking". How can you describe your plans and aims for the foreseeable future?

I'm always aiming really high. Actually the higher the aim, the more dedicated and concentrated I am. I want a bright career but for me the most important part of acting is having my fans satisfied. I listen to my fans on Instagram and Facebook a lot. They wanted me to try and be in a Viking film, I tried but didn't get too far with that. Now they want me to be a superhero, so I'm aiming at being successful and good. Without my fans I would have given up long time ago. They are my drive and what keeps me going, giving me all the power and will to continue the path that I am walking. Of course I'm hoping for the best possible. The brighter the career, the better.

Thank you very much for the interview.

You are extremely welcome. It has been absolute pleasure to me answering your questions. Greetings to all your readers and remember - the sun is still shining even on a cloudy day. Its just above the clouds.


If you want to learn more about Stanislav Yanevski, please visit his official website:

Wywiad ze Stanislavem Yanevskim

Stanislav Yanevski jest bułgarskim aktorem znanym przede wszystkim z roli Viktora Kruma w „Harrym Potterze i Czarze Ognia”. Występował również w takich filmach i serialach jak „Hostel II”, „W cieniu wroga” i „Agent pod przykryciem”. Uczył się w Mill Hill School w Wielkiej Brytanii i przez kilka lat mieszkał w Izraelu. W wywiadzie Stanislav opowiada o swojej przygodzie z „Harrym Potterem”, karierze aktorskiej, zdrowym stylu życia i planach na przyszłość.


Zacząłeś swoją aktorską karierę w 2005 rolą Viktora Kruma, bułgarskiego zawodnika Quidditcha, w filmie „Harry Potter i Czara Ognia”. W jaki sposób stałeś się częścią tego kultowego filmu fantasy?

To było bardzo dawno temu. Byłem jeszcze w szkole, kiedy ogłoszono casting na różne role filmowe. Znalazłem się we właściwym miejscu i czasie, bo wpadłem na jedną z agentek castingowych, która zauważyła mnie i wprost zaproponowała udział w castingu. Po kilku spotkaniach, odbywających się w dość długim okresie czasu, w końcu zadzwoniono do mnie z radosną wiadomością, że zostałem wybrany do roli Kruma spośród ponad 3500 chętnych. To było niesamowite uczucie.

Na planie „Harry’ego Pottera i Czary Ognia” miałeś szansę spotkać tak wielkie gwiazdy jak Ralph Fiennes, Maggie Smith czy Alan Rickman. Co było dla Ciebie najbardziej ekscytujące w byciu członkiem obsady „Harry’ego Pottera”? 

W ekipie „Harry’ego Pottera” faktycznie było wielu światowej sławy aktorów i aktorek. Na początku byłem przestraszony i ostrożny w nawiązywaniu z nimi kontaktu, ale kiedy pokazali jak bardzo lubią z nami przebywać i kiedy zobaczyłem jak miło spędza nam się czas na planie, stałem się bardziej ośmielony. Miałem do nich bardzo duży szacunek i od każdego starałem się nauczyć jak najwięcej. To był prawdziwy zaszczyt brać udział w projekcie z tyloma wielkimi nazwiskami i wspaniałymi ludźmi.

Nadal utrzymujesz kontakt z kolegami z planu?

Tak, cały czas jestem w kontakcie z całkiem sporą liczbą osób z filmu. Nie tylko z samej obsady, ale w ogóle ekipy. Braliśmy udział w zdjęciach tak długo, że musiały się z tego zrodzić wielkie przyjaźnie. Mamy to szczęście, że na całym świecie odbywają się rozmaite konwenty, dzięki czemu możemy się złapać w różnych częściach świata. Mamy najlepszych fanów, którzy nas wspierają!

Po „Harrym Potterze” zagrałeś w kilku bułgarskich filmach i serialach jak „Agent pod przykryciem”, „Stolichani v poveche” czy „XIa”. Jak wygląda tworzenie filmów w Bułgarii? Czy różni się w jakiś sposób od pracy na brytyjskim planie?

Tak, ostatnio ukazał się zresztą kolejny bułgarski film z moim udziałem. Szczerze mówiąc, mam duże szczęście, że nadal otrzymuję role i jakoś się trzymam w tym biznesie. Kocham grać i kocham moją pracę, więc dopóki jestem w filmach, mogę mówić, że jestem szczęśliwym mężczyzną.

Tworzenie filmu jest ogólnie rzecz ujmując procesem mechanicznym, choć oczywiście każdy ma inną ekipę filmową, scenerię, obsadę itp., co czyni każdy projekt wyjątkowym. Miło jest nagrywać w moim ojczystym języku i w rodzinnym domu, ale uwielbiam podróże i praca za granicą jest dla mnie równie ekscytująca.

Pochodzisz z Bułgarii, ale mieszkałeś też przez jakiś czas w Anglii i Izraelu. Jakie są Twoje ulubione miejsca w tych trzech krajach? Czy masz jakieś miejsce, które możesz nazwać swoim rajem na ziemi?

Myślę, że nasz świat jest rajem jako całość. Jeżdżę motocyklem i podróżuję nim tak dużo jak tylko mogę. Uwielbiam spędzać czas na łonie natury. Nie mam ulubionego kraju, bo każdy z nich jest wyjątkowy ze względu na swoją kulturę, ludzi, piękno itp. Zwiedziłem już spory kawałek świata i widziałem wiele magicznych miejsc. Kocham Meksyk, Peru, Brazylię, USA, Azję, Tajwan, Japonię, Rosję… Kocham Europę i na pewno nie byłbym w stanie wybrać jednego miejsca.

Ale jeśli mam być szczery, dom to jednak dom, ale to tylko przez sentyment.

Twoje imię i nazwisko „Stanislav Yanevski” sugeruje, że masz jakieś polskie korzenie. Czy wiesz coś może na temat swoich potencjalnych polskich przodków? Byłeś kiedykolwiek w Polsce?

Byłem w Polsce i uwielbiam ten kraj! Ludzie są bardzo mili, a kultura jest niezwykle interesująca! Nie wiem, czy mam jakichś przodków z Polski, ale bardzo często ludzie mnie pytają, czy mam jakieś związki z tym państwem. Bułgarskie nazwiska rodzinne z reguły kończą się na dwa sposoby - albo -ov/ova, albo -ski/ska.


Od czasu, gdy zagrałeś w „Harrym Potterze i Czarze Ognia” bardzo się zmieniłeś - masz jeszcze bardziej umięśnioną i atletyczną sylwetkę i sporo tatuaży. Czy mógłbyś opowiedzieć coś więcej o ich znaczeniu?

W dzisiejszych czasach bardzo trudno jest być aktorem. Wymagania są takie, że musisz mieć smukłą muskularną sylwetkę w typie modeli fitness. Mój agent powiedział mi, że jeżeli chcę być bohaterem filmów akcji, muszę wyglądać jak taki bohater. Właśnie dlatego zacząłem bardziej skupiać się na treningach i diecie, zmieniając swój styl życia. Musisz mieć marzenia, za którymi podążasz i konsekwencję, aby ta ciężka praca ci się w końcu opłaciła. Pokochałem zdrowe życie i stało się ono częścią mnie. Ćwiczę nie tylko dla pracy, ale przede wszystkim dla siebie. Tatuaże mam zaś jakoś od 2006. Stopniowo zacząłem ich mieć coraz więcej i stały się częścią mojego obecnego stylu. Bardzo je lubię. Niektóre z nich mają znaczenia, które dają mi siłę, moc i ochronę… Inne są tu po prostu dlatego, że fajnie wyglądały i dobrze komponowały się z pozostałymi.

Wiem, że spędzasz dużo czasu na siłowni, aby zachować formę. Jakie są Twoje ulubione aktywności fizyczne?

Trening zajmuje mi od 90 do 180 minut dziennie, czasem nawet więcej. Bardzo lubię robić na czczo trening cardio w górach na dobry początek dnia. Przez półtorej godziny wspinam się i schodzę z góry, a następnie poświęcam kolejne półtorej do dwóch na trening mięśni na siłowni. Wolne ciężary i intensywny crossfit to moje ulubione typy treningów. Najlepiej na powietrzu, gdy pozwala pogoda.

W tym roku zobaczymy Cię w roli Borisa The Hammera w brytyjskim filmie „The Cloaking”. Jak mógłbyś opisać swoje plany i cele na najbliższą przyszłość?

Zawsze celowałem bardzo wysoko. Właściwie im wyższy cel, tym bardziej mu się poświęcam i na nim koncentruję. Chciałbym mieć świetlaną karierę, ale najważniejsza w mojej aktorskiej działalności jest satysfakcja fanów. Staram się słuchać ich rad na Instagramie i Facebooku. Chcieli, żebym spróbował zagrać w filmie o Wikingach, spróbowałem, ale nie zaszedłem z tym daleko. Teraz chcą, abym był superbohaterem, więc chcę być jak najlepszy i osiągnąć sukces. Bez moich fanów pewnie już dawno bym się poddał. To oni mnie napędzają, dając mi siłę i chęci, aby kontynuować raz obraną ścieżkę. Oczywiście mam nadzieję, że spotka mnie to, co najlepsze. Im bardziej świetlana kariera, tym lepiej.

Dziękuję za wywiad.

Proszę. Bardzo miło było mi odpowiedzieć na Twoje pytania. Pozdrowienia dla Twoich czytelników i pamiętajcie - słońce cały czas świeci, nawet w chmurny dzień. Po prostu jest wtedy ponad chmurami.


Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej na temat Stanislava Yanevskiego, zajrzyjcie na jego oficjalną stronę: