piątek, 4 maja 2018

Rozmowa z Mandaryną

Marta Wiśniewska, znana szerzej jako Mandaryna, jest pochodzącą z Łodzi tancerką, choreografką i piosenkarką. Wydała trzy albumy: „Mandaryna.com”, „Mandarynkowy sen” i „AOK”, grała w serialach „Na Wspólnej” i „Pierwsza miłość”, a obecnie prowadzi sieć szkół tańca Mandaryna Dance Studio. Jej utwory takie jak „Ev’ry Night” i cover „Here I Go Again” znajdowały się na szczytach europejskich list przebojów. W 2013 Mandaryna zakończyła karierę muzyczną, lecz niedawno po pięciu latach przerwy wróciła na scenę. W wywiadzie opowiada o swojej miłości do tańca, karierze muzycznej i planach na przyszłość oraz dementuje plotki, jakie narosły wokół jej osoby.


Tańczysz od wczesnego dzieciństwa, a w 1996 zdobyłaś mistrzostwo Polski w hip-hopie. Co najbardziej zafascynowało Cię w tańcu?

Moja mama zaprowadziła mnie na zajęcia do bardzo popularnego łódzkiego zespołu Krajki. Bardzo przypominał warszawską Gawędę - taki typowy harcerski zespół śpiewająco-taneczny. Przez siedem lat zwiedziłam z tym zespołem pół świata i nauczyłam się tam podstaw. Mama zaprowadziła mnie do tego zespołu za namową mojej wychowawczyni z podstawówki, która widziała, że wykazuję dużą taneczną energię. Jako jedyna nie podpierałam ścian i tańczyłam na wszystkich dyskotekach i wszędzie, gdzie się dało. Byłam dość sprawna fizycznie, więc uznały, że w sumie jest to niezły pomysł.

Kiedy poczułaś się najbardziej spełniona jako tancerka?

Oczywiście to mistrzostwo Polski było moim wielkim sukcesem i bardzo o tym marzyłam. Natomiast największym jest chyba to, co dzieje się teraz. Moi podopieczni, w tym dwoje moich dzieci, zdobywają mistrzostwa Europy, a moje choreografie przepływają przez innych ludzi i oni stawiają je na pierwszych miejscach - to jest prawdziwe spełnienie.

Masz sieć szkół Mandaryna Dance Studio, która jak wspomniałaś odnosi ogromne sukcesy. Jaką jesteś nauczycielką - wymagającą czy jednak wyrozumiałą?

Prowadzę zajęcia w każdej z moich szkół. Chciałabym być ostra i wymagająca, ale w ogóle nie mam takiego charakteru. Tak trochę udaję, że jestem twarda, a tak naprawdę bardziej się z nimi przyjaźnię. W tych szkołach jest raczej tak, że ludzie muszą mieć ochotę na to, żeby tańczyć i żeby ten taniec był ich pasją. Czerpiemy z siebie nawzajem. Nie jestem katem, który stoi nad dzieciakami i narzuca im tylko jeden najlepszy sposób działania. Oni muszą to poczuć sami, żeby pójść o krok dalej. Daję im dużo luzu, ale też w zamian oczekuję bardzo dużego zaangażowania, ale nie takiego „pod pręgierzem”.

Prowadzisz zajęcia tylko dla dzieci i młodzieży, czy również dla osób w Twoim wieku?

Prowadzę zajęcia dla kilkuletnich dzieci po ludzi dorosłych, bo mam też jedną grupę bardzo dojrzałych dziewczyn - w moim wieku, a niektóre nawet starsze. Niedługo też będą wyjeżdżać na pokazy, może uda nam się wystartować w jakichś zawodach. Takie dorosłe osoby też tańczą, rywalizują ze sobą i nieźle im to idzie. Ograniczeniem jest tak naprawdę tylko głowa. Jeśli zdrowie ci pozwala na to, żeby wykonywać różne ćwiczenia, to super.

Tańcowi zazwyczaj towarzyszy muzyka. Jakie utwory najbardziej pobudzają Cię do tańca?

Z racji tego, że uczę hip-hopu, jest to raczej popowa lub hip-hopowa muza i w takiej właśnie muzie osadziłam swój taniec. Inspirują mnie jednak różne piosenki, zaczynając od Björk, przez utwory musicalowe i polskie utwory.

Sama też przez lata tworzyłaś muzykę. Karierę jako Mandaryna rozpoczęłaś pod koniec 2003 i podobno śpiewu uczyła Cię sama Elżbieta Zapendowska. Jak wyglądały te przygotowania do rozpoczęcia występów scenicznych?

Informacja o lekcjach u Eli Zapendowskiej to plotka. Oczywiście uczyłam się u wielu osób, jeździłam nawet do Gdyni na lekcje śpiewu u cudownej nauczycielki. Gdzieś tam cały czas coś robiłam, natomiast do wydania moich płyt wystarczyło mi to, co potrafię.

Czyli informację o lekcjach śpiewu u Elżbiety Zapendowskiej definitywnie dementujemy?

Ze mną jest tak, że plotki nakładają się na kolejne plotki, potem te sytuacje są wyjaśniane przez kolejne plotki, więc gdybym chciała to wszystko odkręcać, to nie starczyłoby na to życia. Poza tym nie chce mi się.

Można powiedzieć, że te plotki budują legendę. 

Tak (śmiech). Te plotki są, ale za chwilę ludzie już myślą o czymś innym, więc to nie ma sensu.

Skoro jesteśmy przy plotkach. Podobno Twój cover „You Give Love a Bad Name” był jedynym, który zaakceptował sam Bon Jovi... 

Nie wiem czy sam Bon Jovi, chciałabym (śmiech). Moi producenci na pewno mieli kontakt z ludźmi od niego i oni zaakceptowali ten cover, to prawda. A czy jedyny? Pewnie nie, bo na świecie jest wiele coverów tej piosenki.


Twoje płyty „Mandaryna.com” i „Mandarynkowy sen” były produkowane przez Niemców, współpracowałaś też z Groove Coverage. 

Tak, Groove Coverage pomagał nam trochę przy „Here I Go Again”. Rzeczywiście przy pierwszych dwóch płytach byli to niemieccy producenci, Harald Reitinger i Uli Fisher. Przyjeżdżali do Polski, ja też jeździłam do nich i fajnie nam się współpracowało. Z moich trzech płyt najbardziej kocham jednak tę trzecią, „AOK”, bo jest trochę inna i pod prąd. Bardziej moja i w klimatach, które czuję. Na pewno będę szła w tę stronę.

Słyszałem, że płyta „Mandarynkowy sen” ukazała się w Stanach Zjednoczonych, a nawet w Indonezji.

Miała się ukazać, ale niestety się nie ukazała. Natomiast single, szczególnie „Here I Go Again”, były bardzo wysoko notowane na zagranicznych listach przebojów w Japonii i Austrii, nawet na pierwszych miejscach. Gdzieś tam o mnie usłyszeli za granicą, ale płyty nigdy tam nie wydałam.

Pamiętasz może takie największe apogeum popularności - kiedy np. jedziesz za granicę i słyszysz swój utwór w radiu?

Jezu, byłam gdzieś za granicą i słyszałam „Ev’ry Night”! To chyba były Niemcy, ale i tak bardzo się zdziwiłam, że tam ta piosenka poleciała. To jest ogromna przyjemność, ale taką samą przyjemnością jest też wysłuchanie swojej piosenki w polskim radiu.

Jak w ogóle powstało „Ev’ry Night”? To niewątpliwie Twój największy przebój.

To zrobił niemiecki team Harry i Uli. Oni przywieźli tę piosenkę i w zasadzie od razu nam się spodobała. Przypominała nam trochę klimatem Kylie Minogue, która była wtedy mocno na czasie. Dobrze nam się ją nagrywało i też dlatego zrobiliśmy do niej teledysk w Chorwacji. Zresztą było bardzo przyjemnie - zabrałam tam całą swoją ekipę, więc trochę pracowaliśmy, trochę odpoczywaliśmy. Znaczy ja pracowałam, oni odpoczywali, ale było fajnie!

Twój sceniczny wizerunek tworzony był w czasach, które obecnie gwiazdy uważają za kiczowate i niechętnie do nich wracają. Lubisz oglądać zdjęcia i filmy z tamtych lat?

Lubię, to się zawsze przyjemnie ogląda, bo byłam dużo młodsza. Myślę, że każdy czas ma inne prawa. Jak oglądam zdjęcia mojej mamy, to też mi się wydaje, że wyglądała śmiesznie, chociaż teraz akurat wraca się do tej mody. Moje ubrania były typowo sceniczne i robione specjalnie na zamówienie przez projektantów. Czy były kiczowate? Pewnie w pewien sposób tak. Tak samo możemy powiedzieć o Lady Gadze, że jest kiczowata. Moim zdaniem jest jakaś. Teraz bym tych strojów nie założyła, bo jestem trochę inną osobą, inaczej gram koncerty i innych rzeczy potrzebuję. Wtedy bardzo pragnęłam być takim kolorowym ptakiem. Chyba się udało, bo wszyscy o tym mówią.

Twoje występy również były bardzo widowiskowe ze względu na towarzyszące im układy taneczne. Choreografia do „Windą do nieba” przywodziła trochę na myśl „Vogue” Madonny.

Madonna jest po prostu doskonała. Jeśli chodzi o performance i całe koncertowe show, jest niesamowita. Nie jest jakimś wielkim wirtuozem, jeśli chodzi o wokal, ale jest naprawdę
profesjonalistką. Jestem wielką fanką Madonny, bo uważam, że robi wszystko perfekcyjnie. Pracuje z fantastycznymi ludźmi i te przedstawienia są na bardzo wysokim poziomie.

Czyli jednak była dla Ciebie inspiracją?

Oczywiście. Nie tylko Madonna, ale też Kylie Minogue, chociaż chyba głównie Madonna. To jest taka ikona, którą kocham i uwielbiam.

Wspomniałaś, że znów grasz koncerty. Przez ostatnie lata dało się zauważyć rosnące zainteresowanie „Ev’ry Night”. Kiedy poczułaś, że to wraca?

To zainteresowanie „Ev’ry Night” jest chyba jeszcze większe niż jak powstało kilkanaście lat temu. Teraz to jest po prostu cudo! Na pierwszy koncert po wielu latach jechałam z pewną dozą nieśmiałości. Nie wiedziałam, co mnie czeka i jak ludzie na mnie zareagują. Tak dawno się z nimi nie widziałam. Kiedy jednak pierwszy raz postawiłam stopy na scenie, odetchnęłam z ulgą. W tych klubach jest niesamowita energia. Po prostu nie mogę się doczekać następnego koncertu i tych wszystkich ludzi. Oni potem do mnie przychodzą, robią sobie ze mną zdjęcia i rozmawiamy. Jest też bardzo dużo takich osób, które kiedyś przychodziły na moje koncerty i miały wtedy ze 12 lat. Moją tancerką jest zresztą dziewczyna, która jako 9-latka brała ode mnie autograf po koncercie w teatrze we Wrocławiu. Teraz razem pracujemy, więc w sumie to jest niesamowite.

Czyli można powiedzieć, że już żyją ludzie, którzy wychowali się na Mandarynie?

To prawda! Już dorastają.

Jaka panuje atmosfera w trakcie tych koncertów?

Gramy koncert, a potem jeszcze dwa razy tyle czasu spędzamy na rozdawaniu autografów, gadaniu i bawieniu się z tymi ludźmi. Znów poczułam powiew czegoś wyjątkowego. Bardzo się cieszę, bo będę też mogła zabierać swoją ekipę ze szkół, żeby tańczyli ze mną na plenerach. Może uda mi się namówić swoje dzieci. Zobaczymy.

Zagranica też wchodzi w grę? Są jakieś propozycje?

Odzywała się Wielka Brytania. Jest tam dużo Polonii i dostałam tam solidną nagrodę DJ-ów za „Good Dog Bad Dog”. Ten utwór był mocno promowany w tamtejszych klubach.

Do teledysku do „Good Dog Bad Dog” zaprosiłaś Gracjana Roztockiego, aby Cię sparodiował.

Bo miał taką samą fryzurę jak ja! (śmiech)

Mam wrażenie, że nie tylko masz do siebie duży dystans, ale też potrafisz to kreatywnie wykorzystać. 

Wydaje mi się, że mam do siebie trochę dystansu. Oczywiście w różnych sytuacjach różnie mi to wychodzi. Często mam duży dystans do dużych rzeczy, a wkurzają mnie jakieś drobiazgi. Jakbym wszystko brała do siebie i wszystkim się umartwiała, blokowałoby to moją głowę. Nie chcę, żeby ktoś mógł zawładnąć moją głową, sercem i odczuciami. Mam żyć tak, jak ktoś powiedział, że powinnam? A chrzanić to! Będę robić to, co chcę! Póki nikogo nie krzywdzę i to wszystko jest w jakichś fajnych ramach, to czemu nie być tym, kim chce się być i kim się jest.

Ten dystans jest u Ciebie cechą wrodzoną czy wypracowaną latami spędzonymi w świecie showbiznesu?

To chyba tak po rodzinie, bo mój tato miał przeogromny dystans do siebie i tak nieziemskie poczucie humoru, że przebywając w jego towarzystwie, człowiek trochę chłonął tej pozytywnej energii. Dziadek ze strony mojego taty też miał podobne poczucie humoru - obaj byli fantastyczni i chyba poszłam w ich stronę. Oczywiście jestem też mamą, więc pewnie jestem trochę zgredziała, wymagająca i marudna, ale staram się takim „zgredkiem” nie być.


Twój powrót na scenę wzbudził wiele plotek na temat nadchodzącej płyty. Podobno masz jakiś niezrealizowany album sprzed dziesięciu lat, zaczęty czwarty… Jakie są te Twoje muzyczne plany?

W zasadzie to nie było żadnego pomysłu na czwarty album. Był pomysł na trzeci i on został wydany. Kolejny album? Nie, chyba nie. Piosenka? Może we wrześniu, jak już usiądę w fotelu i zapragnę czegoś innego. Jeżeli wydam coś, to chciałabym jak zwykle trochę pod prąd. Nie obiecuję i nie mam na to ciśnienia. Jeśli się uda, to będzie cudownie.

Masz jeszcze w szufladzie jakieś niewydane kawałki?

Wydałam wszystkie kawałki, które chciałam. Nie trzymam żadnych w szufladzie. Może kilka tekstów, ale muzyki nie. Spływają do mnie pewne propozycje i nawet kilka bardzo ciekawych. Zobaczymy, co z tego wyniknie.

Oprócz muzyki miałaś też epizody aktorskie, między innymi w serialach „Na Wspólnej” i „Pierwsza miłość”. Czy Twój wielki powrót będzie też obejmował aktorstwo?

Skończyłam szkołę aktorską Machulskich i Wyższą Szkołę Projektowania i Reklamy w Łodzi, gdzie też był wydział aktorski. Przez chwilę rzeczywiście występowałam w serialach, ale to były takie epizody w moim życiu. Na razie nie pojawiły się żadne nowe propozycje.

Ale zgodziłabyś się, gdybyś dostała jakąś ofertę?

Pewnie tak, nie wiem. Jak się pojawi, to się zastanowię.

Masz jeszcze jakieś pasje poza tańcem, muzyką i aktorstwem?

Próbowałam różnych rzeczy. Zimą jeżdżę na desce, ale już dawno nie byłam, więc w sumie nie wiem, czy jeszcze na niej jeżdżę (śmiech). Podobnie z kitesurfingiem latem, bo też tego bardzo dawno nie robiłam. Pływam i jeżdżę na wszystkim, na czym się da, ale nie mam takiej jednej pasji, w którą bym jeszcze oprócz tańca uciekała.

Przez ostatnich piętnaście lat, od momentu wejścia na muzyczną scenę, wiele się w Twoim życiu wydarzyło. Jak wyobrażasz sobie siebie za kolejnych piętnaście lat?

Przez chwilę z książką na tarasie, potem gdzieś w biegu. Mam nadzieję, że za piętnaście lat też będę czynna zawodowo i dużo będzie się wokół mnie działo. Chcę dalej mieć głowę tak samo pełną pomysłów. Mam nadzieję, że moje szkoły tańca będą dalej funkcjonować i moi podopieczni będą zdobywać takie same cudowne nagrody jak teraz.


Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej na temat Mandaryny, zapraszam na jej oficjalną stronę:
https://www.facebook.com/mandarynaofficial/
https://www.instagram.com/marta.mandaryna/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz