Łukasz Czarnecki jest tancerzem reprezentującym najwyższą międzynarodową klasę taneczną „S” w tańcach latynoamerykańskich i standardowych. Popularność przyniósł mu przede wszystkim udział w programie „Taniec z Gwiazdami”, gdzie partnerował między innymi Annie Samusionek, Annie Guzik, Natalii Lesz i Francys Barrazie Sudnickiej. Kilka lat temu zrezygnował z tańca zawodowego na rzecz działalności biznesowej - był między innymi jednym ze współwłaścicieli sieci siłowni Elite Gym. Obecnie zaś aktywnie działa w mediach społecznościowych, gdzie prezentuje swoje modowe stylizacje i promuje zdrowy styl życia. W wywiadzie Łukasz opowiada między innymi o początkach swojej kariery tanecznej, udziale w „Tańcu z Gwiazdami”, modzie i aktywności fizycznej oraz nowych projektach.
Z tego co wiem na pierwsze zajęcia taneczne zacząłeś chodzić w wieku sześciu lat. Jak wyglądały początki Twojej przygody z tańcem?
Przygoda z tańcem zaczęła się od tego, że moi rodzice tańczyli. Byli parą taneczną i stąd tak naprawdę wziąłem się na świecie (śmiech). Nawet kiedy mama była w ciąży, to rodzice tańczyli razem na turniejach. Jako dziecko cały czas towarzyszyłem im podczas treningów i wyjazdów na turnieje. Chcąc, nie chcąc, sam chciałem w końcu spróbować tańczyć.
Uczyli Cię przede wszystkim rodzice czy pobierałeś nauki u kogoś innego?
Moi rodzice zaczęli otwierać szkoły tańca i prowadzić zajęcia, więc zapytali się mnie, czy chcę brać udział. Stwierdziłem, że chcę i tak to się zaczęło.
A jak wspominasz swój pierwszy turniej taneczny?
Miałem chyba siedem lat, a turniej organizowali rodzice. Z tego, co pamiętam, odbywał się w technikum i był tylko dla par z klubu. Takie były początki. Z roku na rok było tego coraz więcej, chociaż w przypadku dzieci nie było to jeszcze zbyt profesjonalne. Najpierw to były tylko wyróżnienia, potem dopiero pojawiły się nagrody.
Jakie zatem były te pierwsze prawdziwe sukcesy?
W wieku dwunastu lat zaczęło mi iść coraz lepiej i zacząłem jeździć po turniejach na całym świecie. Zacząłem więcej trenować i bardziej profesjonalnie podchodzić do tańca. W wieku czternastu lat zacząłem odnosić sukcesy. Wtedy nie myślałem jeszcze o przyszłości, tylko o tym, co tu i teraz: szkoła, koledzy i codzienne treningi oraz wyjazdy na obozy i turnieje. Byłem mocno pochłonięty tym tanecznym światem. Potem zacząłem tańczyć w parze z Anetą Piotrowską, z którą byliśmy jedną z pierwszych polskich par tanecznych z zagranicznymi sukcesami. Sześć razy zdobyliśmy tytuł mistrza Polski, co było dla nas ogromnym wyróżnieniem. Cztery razy braliśmy udział w mistrzostwach świata i zakwalifikowaliśmy się do finału, byliśmy też w finałach największych turniejów. Później tańczyłem z kolei z Kamilą Kajak, która była zresztą moją ostatnią partnerką.
W latach 2007-2011 i 2014 występowałeś w „Tańcu z Gwiazdami”, gdzie tańczyłeś między innymi z Anną Samusionek, Anną Guzik i Olgą Bołądź. Jak wspominasz to doświadczenie?
„Taniec z Gwiazdami” pojawił się, kiedy miałem dwadzieścia lat i tańczyłem zawodowo na turniejach. Kiedy wszedłem w świat programu, przewartościowałem sobie pewne rzeczy i zacząłem inaczej patrzeć na moją przyszłość. Wystąpiłem w dziesięciu edycjach. Pierwszą moją edycję tańczyłem z Anną Samusionek - ale byłem wtedy młodziutki! (śmiech) Większość tancerzy była ode mnie kilka lat starsza, ale w dużej mierze znaliśmy się od dziecka. Byliśmy jedną paczką - razem ćwiczyliśmy i jeździliśmy po turniejach. Mieliśmy też wspólnych trenerów tanecznych, wielu z nas wyszło bowiem ze szkoły Moniki i Romana Pawelców. Do tego dwa razy w roku widzieliśmy się na obozach, stąd też ta nasza bliska znajomość.
Czy nauka gwiazdy tańca, często od podstaw, była dla Ciebie dużym wyzwaniem?
Jak się to robi pierwszy raz, jest to nie lada wyzwaniem. Trzeba nabrać doświadczenia w pedagogice i podejściu do osoby, która nigdy nie tańczyła. Do tego trzeba nauczyć jej tańca w krótkim czasie, co jest bardzo trudne. To było dla mnie totalnie nowe doświadczenie, gdyż na co dzień tańczyłem z profesjonalną partnerką. Daliśmy jednak radę i z edycji na edycję szło coraz lepiej.
W 2007 z Anną Guzik wygraliście program i zdobyliście Kryształową Kulę.
Czasem to zależy od tego, z kim tańczymy i jak się dogadujemy, jaka jest gwiazda i jak popularna. Wiele czynników składa się na sukces, ale my tancerze staramy się robić wszystko jak potrafimy najlepiej. To jest nasza działka, ale oczywiście nie na wszystko mamy wpływ.
Z kim najlepiej Ci się tańczyło?
Trudno powiedzieć. Z każdym tańczyło się inaczej i dzięki każdej z tych osób zyskałem inne doświadczenia. Super pracowało mi się z Anią Guzik - włożyliśmy w pracę ogromną pasję i bardzo przyłożyliśmy się do tego, żeby fajnie tańczyć.
W okresie „Tańca z Gwiazdami” miałeś okazję zagrać tancerza w „Niani”, a w 2013 występowałeś w roli instruktora tańca Eryka w „Barwach szczęścia”. Jak wspominasz te aktorskie doświadczenia?
Rola w „Niani” była króciutka, bo grałem tancerza dostarczającego śpiewający telegram. Nie było to jednak tak proste, jak się wydaje, bo tancerze na ogół jednocześnie nie śpiewają. Trzeba było skoordynować te dwie rzeczy, co było dla mnie nowym doświadczeniem. Bardzo miło to jednak wspominam i do teraz śmieję się jak to widzę. Rola instruktora w „Barwach szczęścia” też była krótka, trwająca kilka odcinków. Wyglądałem wtedy zupełnie inaczej - po trzydziestce trochę się zmieniłem.
Występowałeś również w rolach tanecznych w Operze Narodowej i Teatrze Capitol w Warszawie. Jakie uczucia towarzyszyły Ci na tych wielkich scenach?
Praca w teatrze stanowiła dużą część mojej kariery tanecznej. W Teatrze Capitol mieliśmy z tancerzami z „Tańca z Gwiazdami” wspólne show „Lady Fosse”, a następnie „Saligię”. Robiliśmy to przez wiele lat i to była niesamowita przygoda. Na scenie Opery Narodowej występowałem z kolei w „Traviacie” w reżyserii Mariusza Trelińskiego. Mogłem się spełnić w tych rolach nie tylko tanecznie, ale też kostiumowo i aktorsko.
Myślałeś o tym, żeby dalej rozwijać się w kierunku aktorstwa?
Nie myślałem o tym. Czasem jednak jak oglądam seriale, myślę sobie, że fajnie grać niektóre role. Dostaję propozycje udziału w różnych teledyskach i czasem los podsyła różne ciekawe rzeczy. Raz wystąpiłem nawet w teledysku Natalii Lesz do piosenki „Miss You”.
W pewnym momencie zostawiłeś taniec na rzecz działalności przedsiębiorczej - byłeś m.in. współwłaścicielem sieci siłowni Elite Gym.
Miałem po drodze różne przygody (śmiech). Była przerwa w „Tańcu z Gwiazdami” i trzeba było zdecydować, co teraz. Zawsze myślałem o swojej przyszłości i o tym, co zrobię, kiedy już nie będę tańczył. Miałem pomysł, aby otworzyć placówkę bankową i prowadziliśmy ją z Francys przez rok. Było to dosyć dziwne doświadczenie - zupełnie nowy rodzaj pracy, w którym trzeba było nauczyć się bankowości od podstaw. Lubię wyzwania, więc jak ktoś mi mówi, że czegoś się nie da, to ja to robię. Nie szło nam nawet źle, ale w pewnym momencie zaczęło mnie to nudzić. Nie pasowało to do nas - mam w sercu coś innego.
Jesteś bardziej typem sportowca?
Jestem sportowcem, artystą i biznesmenem i chcę to łączyć w jedno, a to była typowa praca biurowa. Potem otworzyłem klub Elite Gym w Trójmieście, który obecnie funkcjonuje już pod inną nazwą i z innym właścicielem. Był to epizod, ale stworzyliśmy coś zajebistego. Zostaliśmy mocno wzięci pod uwagę na polskim rynku.
Obecnie jesteś bardzo aktywny w mediach społecznościowych, gdzie zamieszczasz swoje zdjęcia w różnych stylizacjach i promujesz zdrowy styl życia. Jak mógłbyś opisać swoją obecną działalność?
Interesuję się wszystkim, co związane z modą i stylem oraz dbaniem o siebie i własny wizerunek. Przychodzi mi to dość naturalnie. Lubię to robić i chcę to rozszerzać. Planuję też ruszyć z kanałem na Youtubie, ale potrzebuję trochę czasu i większego bodźca do działania. Pracuję teraz zresztą nad jeszcze jednym projektem i jak zwykle mam mało czasu.
Kiedy zacząłeś interesować się modą?
Właściwie od małego eksperymentowałem trochę z modą i tym jak się ubierać. Zawsze starałem się wyróżniać zamiast ubierać się jak każdy kolega. Sporo jeździłem po świecie w ramach turniejów, więc widziałem, jak ubierają się tancerze z innych krajów i jaka jest moda za granicą. Pomału to zainteresowanie się rozwijało.
Nie myślałeś o stworzeniu własnej marki ubrań?
Nie wykluczam, bo chciałbym kiedyś, może we współpracy z kimś, stworzyć kolekcję ubrań. Przede wszystkim jednak codziennych, typowo na ulicę, a nie konkretnie robionych pod taniec.
Jak narodził się u Ciebie pomysł pójścia w media społecznościowe?
Instagrama zacząłem prowadzić tak po prostu, jak tylko powstał. Francys mnie do niego przekonała, podobnie zresztą jak do Facebooka, bo nie wiedziałem do czego mi on potrzebny. Potem zacząłem te profile w miarę systematycznie rozwijać sam. Chciałem dzielić się z ludźmi tym, że ćwiczę, pokazywać swoje stylizacje i inspirować innych. Ludzie piszą mi, że im się to podoba, więc dlatego też to robię.
Czyli można powiedzieć, że jesteś influencerem i motywatorem? Jakbyś się podpisał?
Zwał jak zwał. Nie napiszę o sobie, że jestem influencerem - po prostu jestem sobą i robię różne rzeczy. Całe życie tańczyłem i zawsze będę tancerzem, ale też prowadziłem rozmaite biznesy. Byłem m.in. prezesem spółki, więc wszystko zależy od potrzeb.
Działalność w mediach społecznościowych mocno wpłynęła na wzrost Twojej popularności? Dostajesz dzięki temu więcej zleceń?
Media społecznościowe generalnie pomagają nam cały czas być. Możemy dzielić się różnymi tematami, którymi chcemy - dla mnie są to moda i ćwiczenia, przeplatane też z rodzicielstwem. Nie zmienia mnie to jako osoby, ale przekłada się na propozycje, które otrzymuję. O marketingu w social mediach można by zresztą długo rozmawiać, bo w tym też po części pracuję. Promowałem kilka marek, więc wiem jak to wygląda. Przy współpracy z markami liczą się przede wszystkim zasięgi. Podobnie jest w telewizji - jeżeli jest duża oglądalność danego programu, to rośnie zainteresowanie ze strony reklamodawców.
Wspomniałem, że na swoim Instagramie zamieszczasz dużo zdjęć z siłowni. Jak wygląda Twój typowy trening?
Staram się teraz ćwiczyć pięć razy w tygodniu, generalnie zajmuje mi to z półtorej godziny. Głównie jest to trening siłowy i cardio. Dbam też o odpowiednią dietę. Najważniejsze jest to, żeby ćwiczyć całe ciało i przykładać się do pracy, bo tylko wtedy jest dobry efekt. Jak człowiek zaczyna wdrażać się w temat, to idzie mu coraz łatwiej i coraz bardziej się angażuje. Przynajmniej ja tak mam.
Sam się wdrożyłeś czy miałeś swojego trenera personalnego?
Wdrożyłem się jeszcze w czasach gimnazjum. Jak miałem piętnaście lat, zacząłem chodzić na siłownię. Wtedy nie było Facebooka i Instagrama, więc każdy robił to tylko dla siebie, aby fajnie spędzić czas i dobrze wyglądać. Trudno było zresztą znaleźć siłownię - miałem ją w gimnazjum, później zaś kupiłem sobie sprzęt do domu. Potem tata z dziadkiem stworzył mi pokój w szkole tańca, gdzie miałem wyciąg i ławkę do ćwiczeń. Tak rodziła się moja pasja.
Czyli polubiłeś siłownię, zanim to jeszcze było modne?
Pewnie, że tak!
Ludzie często dziękują Ci, że ich zmotywowałeś do pracy nad sobą?
Bardziej pytają mnie, jak się zmotywować (śmiech). Oczywiście są też osoby, które ćwiczą i piszą mi, że nie odpuszczają. Wiele osób dosyć ciężko się jednak motywuje.
Wspomniałeś o tym, że dieta jest ważną częścią dbania o sylwetkę. Masz swoje żelazne zasady, np. nie jesz po jakiejś godzinie?
Ja jem nawet po północy, jem tyle, że to się w głowie nie mieści (śmiech). Jak byłem młody zacząłem interesować się lekturą kulturystyczną i fitnessową. Wtedy były to tylko gazety z podstawowymi informacjami, później pojawiły się inne źródła i można było wyczytać więcej. Tak się wszystkiego uczyłem. Teraz już wiem mniej więcej jak poukładać te klocki, żeby wszystko szło jak należy. Jestem na takim etapie, że liczę kalorie i ustalam sobie, ile mogę zjeść węglowodanów, białek i tłuszczów w ciągu dnia. Według tego też ustalam treningi.
Jest to pewien rygor, ale domyślam się, że można się do tego przyzwyczaić.
To się tylko wydaje dużym obciążeniem, ale jak się wie, co z czym można łączyć, to robi się to łatwiejsze i nie pochłania dużo czasu. Korzystam też z aplikacji, która liczy kalorie, więc wiem, co mogę jeść, a czego nie.
Masz ten komfort, że nie będąc już zawodowym tancerzem, nie musisz mieć smukłej sylwetki.
Generalnie tancerze jak kończą karierę to na ogół tyją. Przez całe życie na mocnych treningach dwa razy dziennie spala się ogromną ilość kalorii i człowiek trzyma smukłą sylwetkę. Przez to jednak, że fitness był moją pasją od wielu lat, utrzymałem ją nawet po rezygnacji z kariery. Muszę jednak na co dzień zastępować taniec innym wysiłkiem fizycznym, żeby trzymać się w ryzach.
Jak rozumiem nie porzuciłeś tańca całkowicie i zdarza Ci się wykorzystywać zdolności np. na imprezach?
Właśnie szykuję nowy projekt, który jest związany z tańcem, więc nie zamierzam od tego uciekać. Organizuję teraz wakacje za granicą z nauką tańca jednocześnie. Mogę z ludźmi, którzy z nami wyjeżdżają, spędzić czas na tańcu i zabawie - trochę się zrelaksować i trochę pomęczyć.
Z tańcem bardzo mocno wiąże się muzyka. Masz jakieś swoje ulubione utwory, które pobudzają Cię do tańca?
Do tańca najbardziej lubię muzykę latynoską, fajnie mi się do tego tańczy w klubie. Jak jestem na siłowni lubię z kolei typową łupankę, która nadaje mi dynamiczny rytm, np. techno. Ostatnio przetrząsam stare hity z lat 90. Wesoło jest je sobie odkurzyć. Słucham tego, co mi w danej chwili wpadnie w ucho - nie mam jednego ulubionego wykonawcy.
Jesteś posiadaczem kilku tatuaży, między innymi Myszki Miki ze sztangą. Co mógłbyś powiedzieć o ich znaczeniu?
Pierwszy tatuaż zrobiłem sobie sam, kiedy miałem szesnaście lat. Myślałem, że rodzice nie pozwolą mi pójść do salonu tatuażu, więc zrobiłem to w sposób chałupniczy (śmiech). Nie powiem jak, ale trwało to ze dwa tygodnie. Nadal go mam. Nie zmienię go i nigdy nie usunę, bo to coś, co charakteryzuje mnie i moje młode szalone lata. Z kolei kiedy urodziła się moja córka, wytatuowałem sobie jej imię z datą urodzenia. Inny tatuaż powstał według jej rysunku, kiedy miała dwa latka. Uznałem też, że warto sobie wytatuować Myszkę Miki, bo wydała mi się oldschoolowa i do tego jeszcze trzyma sztangę w ręku. Więcej tatuaży nie planuję. Ostatni zrobiłem cztery czy pięć lat temu i jakoś nie miałem bodźca, by robić kolejne.
Jak mógłbyś opisać swoje plany na najbliższy czas?
Na razie skupiam się na swoim nowym projekcie. Organizuję wyjazdy i buduję swoją działalność w social mediach. Chcę ruszyć z kanałem na Youtubie, ale wolno mi to idzie (śmiech). Mam nadzieję, że w końcu się zmobilizuję i to zrobię. Na razie tyle - zobaczymy, co życie przyniesie.
Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej na temat Łukasza Czarneckiego i jego działalności, zajrzyjcie na jego oficjalną stronę:
https://www.facebook.com/Czarneckilukaszfit/
https://www.instagram.com/lucas_czarnecki/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz