Mateusz Borowski jest pochodzącym z Bydgoszczy studentem Uniwersytetu Przyrodniczo-Humanistycznego w Siedlcach, który zdobył tytuł Mistera Deaf International 2017. Jego największą pasją jest sport, a w szczególności bieganie, w którym od lat odnosi duże sukcesy. Miał zamiar wziąć udział w tegorocznych Światowych Letnich Igrzyskach Olimpijskich Głuchych, ale uniemożliwiła mu to kontuzja. Nie zamierza się jednak poddawać i chce wziąć udział w kolejnych igrzyskach za cztery lata. W wywiadzie Mateusz opowiada o swoich wspomnieniach z konkursu, miłości do sportu, społecznym postrzeganiu osób niesłyszących i planach na przyszłość.
Właśnie wróciłeś z Paryża, gdzie zająłeś pierwsze miejsce na konkursie Mister Deaf International. Kto namówił Cię na udział w konkursie i co sprawiło, że postanowiłeś spróbować w nim swoich sił?
Dostałem propozycję, aby wziąć udział w konkursie od organizacji Miss Mister Poland. Nie miałem specjalnie zamiaru brać w nim udziału. Byłem załamany z powodu kontuzji, która uniemożliwiła mi udział w Olimpiadzie dla Głuchych w Turcji. Potem jednak pomyślałem sobie: „A co tam, pojadę”. Kusiło mnie to, że będę mógł zwiedzić Paryż.
Na zamieszczonych na Facebooku zdjęciach można zauważyć, że mimo rywalizacji nawiązałeś dobre relacje z pozostałymi misterami. Łatwo udało Ci się odnaleźć w ich towarzystwie? Z którym z kandydatów najszybciej znalazłeś nić porozumienia?
To prawda, mam coś takiego jak moja mama, czyli „łatwość nawiązywania kontaktów z innymi”. Czasem to w życiu pomaga, a czasem przeszkadza. W tym wypadku pomogło. Lubię ludzi i lubię z nimi rozmawiać. Na wyjazdach sportowych podczas Mistrzostw Świata i Europy miałem możliwość nauczenia się międzynarodowego języka migowego, co znacznie uprościło sprawę. Poznawanie nowych ludzi w Paryżu, ich historii życiowych i opowieści o sytuacji, jaka panuje w ich kraju, było bardzo fajną przygodą. Poznałem tam nowych fajnych kolegów z różnych części świata, z którymi cały czas mam kontakt. Dzięki tym znajomościom poznaję kultury krajów, w których żyją. Natomiast ja opowiadam im o Polsce. Najszybciej nawiązałem nić porozumienia z chłopakami z Włoch, Belgii, Portugalii, Indii i Rumunii, jednak muszę przyznać, że wszyscy byli w porządku.
W programie Mister Deaf International przewidziane były takie konkurencje jak pokaz talentów czy rodzimej kultury. Którą część konkursu uważasz za najciekawszą, którą będziesz wspominać z największym sentymentem?
Bardzo się bałem pokazu talentów. Nie bardzo wiedziałem co pokazać. Zdecydowałem się na występ pantomimy o tematyce sportowej, konkretnie o olimpiadzie. Miałem niewiele czasu na przygotowania. Razem z moim tatą stworzyliśmy scenariusz i zaczęliśmy ćwiczyć. Mój tata kiedyś występował w Pantominie Olsztyńskiej i to on podsunął mi ten pomysł. Na pokazie kultury rodzimej wystąpiłem w stroju góralskim, jednak najpiękniejsze i najfajniejsze stroje przedstawili moim zdaniem reprezentanci Boliwii, Nepalu i Belgii. Te stroje były cudne, kolorowe i z uwagi na oryginalność zapadły mi w pamięć.
Konkurs Mister Deaf International był Twoim debiutem w roli modela, na codzień zajmujesz się bowiem lekkoatletyką, a przede wszystkim bieganiem. Czy mógłbyś opowiedzieć coś więcej na temat swoich sportowych sukcesów?
Biegam od 16. roku życia. To, że biegam, zawdzięczam mojemu wspaniałemu wychowawcy z internatu Tomaszowi Wardziakowi. To on, kiedy rozpocząłem naukę w Technikum Gastronomicznym przy Instytucie Głuchoniemych w Warszawie pokierował mnie w stronę sportu i sprawił, że bieganie stało się moja pasją. Brałem udział w różnych zawodach sportowych, jestem wielokrotnym medalistą Mistrzostw Europy – zdobyłem tam cztery srebrne medale i dwa brązowe w sztafecie, jeden brązowy indywidualnie na 400 m, ponadto trzykrotnie pobiłem z kolegami rekord Polski w sztafecie 4x400m i na Mistrzostwach Świata zdobyliśmy piąte miejsce.
Mam nadzieję, że kiedyś będę się mógł pochwalić lepszymi wynikami i moim wymarzonym medalem olimpijskim. No, ale to czas pokaże. Czeka mnie bardzo dużo pracy.
Mister Deaf International powinien cechować się nie tylko urodą i elegancją, ale zarazem godnie reprezentować całą społeczność osób niesłyszących. Jakie wartości uważasz w swoim życiu za najważniejsze i kto stanowi Twoją największą inspirację?
Wychowałem się w wielopokoleniowej rodzinie. Zarówno moi dziadkowie, tata jak i siostra bliźniaczka to osoby niesłyszące. W domu tylko moja mama słyszy. Od dziecka razem z siostrą mieliśmy wpajany szacunek dla starszych. W naszym wychowaniu pomagali dziadkowie. Moja mama śmieje się, że za to, że z nami wytrzymali „pójdą żywcem do nieba”. W naszym domu powtarzane było zawsze takie motto: „Żyj tak, żeby nikt przez Ciebie nie płakał”. To jak traktować ludzi i jak z nimi żyć wyniosłem z domu, gdzie stawiano wysoką poprzeczkę jeśli chodzi o wymagania, ale i okazywano dużo miłości. Do dziś, kiedy wszyscy się spotykamy, siedzimy i rozmawiamy do późnej nocy. Tematy są różne, nigdy nie było żadnego tematu tabu, rozmawiamy o wszystkim i zawsze każdy ma coś do powiedzenia. Bardzo lubię te nasze pogaduchy, podczas których często się spieramy i każdy udowadnia swoje racje.
Od urodzenia jesteś osobą niesłyszącą, ale pokazujesz innym ludziom, że nie stanowi to dla Ciebie żadnej bariery. Nadal jednak wiele osób nie zna języka migowego, co z pewnością utrudnia wzajemną komunikację. Czy dostrzegasz zmiany w społecznym postrzeganiu osób głuchych na przestrzeni ostatnich lat?
Z tym bywa różnie. Doskonale pamiętam, jak dzieci sąsiadów rzucały we mnie kamieniami i śmiały się ze mnie, gdy byłem małym chłopcem. Oczywiście były to jednostkowe przypadki. Dziś również spotykam się z różnymi ludźmi. Dla jednych jestem „kaleką”, dla drugich normalnym człowiekiem. Myślę, że zależy to po pierwsze od wychowania, a po drugie od poziomu wiedzy na temat głuchoty. Moja mama zawsze mawia, że „głuchota to nie głupota” i że ta niepełnosprawność nie upoważnia mnie do tego, abym czegoś się nie mógł nauczyć, czy mógł czegoś nie wiedzieć. Zawsze powtarzała: „nie wiesz? - to pytaj, bo masz prawo wiedzieć”. Biedni byli nasi nauczyciele, stale z siostrą o coś w szkole pytaliśmy. To, że nie słyszę, nigdy w domu ani w szkole nie dawało mi taryfy ulgowej. Nawet musiałem się starać bardziej. Rodzice wymagali ode mnie i mojej siostry dużo więcej niż inni rodzice od swoich dzieci.
Język migowy dla osób słyszących zawsze będzie zagadką. Nawet jeśli nauczą się tego języka na kursach, a nie będą używać na co dzień, bardzo szybko zapomną. Tak to jest: „język nieużywany zanika”. Dlatego też bardzo ważna jest rola tłumaczy języka migowego. Jest ich niestety zbyt mało. Życie ułatwiają również nam głuchym wszelkiego rodzaju aplikacje, które zapewniają tłumacza online. Jednak ja wolę osobisty kontakt z tłumaczem. Zatem oceniając sytuacje z perspektywy lat trzeba stwierdzić, że jest lepiej, ale jest jeszcze wiele do zrobienia. Na przykład w szkołach wyższych nie zawsze są tłumacze języka migowego, co nie pozwala osobom niesłyszącym studiować na wybranej uczelni. W telewizji nie wszystkie programy są tłumaczone na język migowy lub puszczane z teletekstem, co uważam za niesprawiedliwe. W szpitalach i przychodniach nie ma tłumaczy, co znacznie utrudnia komunikację na poziomie lekarz–pacjent. To są sprawy, które trzeba naprawić i myślę, że wtedy będzie jeszcze lepiej.
Przed konkursem Mister Deaf International planowałeś wziąć udział w Światowych Letnich Igrzyskach Olimpijskich Głuchych w Turcji, ale uniemożliwiła Ci to kontuzja. Masz zamiar spróbować swoich sił za cztery lata?
Oczywiście. Sport, bieganie to moja pasja. Podporządkowałem całe swoje życie tej dyscyplinie. Będę biegać jak długo pozwoli mi na to zdrowie i kondycja. Kolejne igrzyska olimpijskie to mój cel. Zrobię wszystko, aby w nich uczestniczyć i oczywiście zdobyć upragniony medal. Jednak to za cztery lata. Przez ten czas będzie jeszcze wiele imprez sportowych, na których chcę biegać, zdobywać doświadczenie i medale. Kocham tę rywalizację i adrenalinę. One sprawiają, że czuję, że żyję.
Tytuł Mister Deaf International z pewnością otworzył Ci wiele nowych dróg rozwoju, niedługo wylatujesz na kontrakt do Stanów Zjednoczonych. Jak mógłbyś podsumować swoje plany na najbliższy czas, w którym kierunku chciałbyś pokierować swoją karierę?
Cóż, jeśli rzeczywiście zgodnie z obietnicami organizatorów konkursu będę mógł polecieć do Stanów, to oczywiście pojadę. Może okaże się, że mi się to spodoba. Nie wiem, musze spróbować. Dziś za wcześnie, by o tym mówić jako o planach życiowych. Moje plany na najbliższy czas to skończyć studia i dostać się na upragniony AWF. Chciałbym zostać nauczycielem WF-u. Mógłbym wtedy zaszczepić w młodych ludziach miłość do sportu. Uważam, że sport zmusza do dyscypliny i zdrowego trybu życia, a idące za nim wyzwania i zobowiązania ukształtowały również mój charakter i osobowość. Słodkie chwile zwycięstwa i gorzkie porażki uczą pokory i twardego stąpania po ziemi. Jestem jeszcze na początku mojej drogi. Mogę się starać i robić wszystko, by osiągnąć wymarzony cel, ale tak naprawdę to życie pokaże, jak to będzie. Na pewne rzeczy nie mamy przecież wpływu.
Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej na temat Mateusza Borowskiego, zapraszam na jego profile na Facebooku i Instagramie: