poniedziałek, 16 stycznia 2017

Rozmowa z Danielem Traczem

Pochodzący z Jordanowa Śląskiego Daniel Tracz zaczął swoją przygodę z modelingiem dzięki udziałowi w 6. edycji programu „Top Model”, w którym zajął czwarte miejsce. Dzięki swojej determinacji i ambicji ma szansę osiągnąć ogromny sukces, bo jak sam twierdzi: „nie ma w życiu rzeczy niemożliwych”. Wcześniej przez kilka lat był napastnikiem Lechii Dzierżoniów, lecz jego karierę przerwała kontuzja. W wywiadzie Daniel opowiada o blaskach i cieniach pracy modela, wspomina swoją karierę piłkarską oraz zdradza plany na przyszłość, nie tylko te związane z modelingiem.

(Foto: Maciej Ławniczak)

Brałeś udział w szóstej edycji programu „Top Model”, w którym zająłeś czwarte miejsce. W którym momencie show poczułeś, że chciałbyś być częścią świata mody?

Trudno powiedzieć, bo to nie zadziało się z dnia na dzień. Miałem wiele sytuacji kryzysowych, na przykład kiedy nie mieściłem się w ubrania i nie poszedłem w pokazie Mariusza Przybylskiego, a bardzo tego pragnąłem. To był punkt kulminacyjny, kiedy zrozumiałem, że moda jest czymś dla mnie. Poczułem tę muzykę, zobaczyłem jak modele chodzą po wybiegu i jakie robią wrażenie na audytorium. To było dla mnie niesamowite uczucie.

A przed programem interesowałeś się światem mody?

Przyznam się bez bicia, że nawet nie znałem jurorów „Top Model” - idąc na pierwszy casting, kojarzyłem tylko Joannę Krupę i Piróga. Byłem piłkarzem i interesowała mnie tylko piłka, ale kontuzja przerwała mój dalszy rozwój w tym kierunku. Nagle pojawił się casting. Trzy miesiące wcześniej mój kolega powiedział mi, że próbował swoich sił w modelingu, więc pomyślałem, że w sumie też bym chciał. Obiecał, że popyta, ale nic konkretnego z tego nie wyszło. Potem powiedziałem o tym tacie. Stwierdził, że pokaże moje zdjęcie osobie, która od lat zajmuje się modą. Ta pani napisała do mnie, pokazała fotografię, na której byłem chudy i miałem długie nieuczesane włosy (moim zdaniem wyglądałem fatalnie) i zapytała się czy to ja. Odpowiedziałem, że tak, a ona na to: „Świetna twarz!”. Wysłałem jej więc nowsze zdjęcie, na którym byłem krótko przystrzyżony i napakowany. Stwierdziła, że teraz jest trochę gorzej. Poleciła mi zapuścić włosy, ale zaczęły mi się kręcić, więc w końcu poszedłem do fryzjera.

Początkowo nie chciałem jechać na casting do „Top Model”, ale w końcu przekonał mnie tata. Casting był w Katowicach, 200 kilometrów ode mnie. Czekałem dziesięć godzin w kolejce, po czym wzięli mnie do rezerwy i musiałem czekać kolejne dwie godziny. Każdy miał powiedzieć coś o sobie - na piętnastu rezerwowych kandydatów byłem dwunasty, więc słyszałem co mówili moi poprzednicy. Nie mówili zbyt ciekawie i mnie by nie przekonali - ja chciałem być inny i bardziej na luzie. Tak też zrobiłem. Pięć minut później okazało się, że jestem na liście czterech osób, które przeszły dalej. Ale szczerze: wiedziałem, że się dostanę!

Wspomniałeś o swojej sportowej sylwetce i nadmiarowych kilogramach, których musiałeś się pozbyć na potrzeby programu - schudłeś aż dwanaście kilogramów. Jak właściwie rozplanować dietę, aby nie stracić mięśni, na które wcześniej się tyle pracowało?

Szczerze? Wtedy nie zależało mi na mięśniach, chciałem po prostu mieścić się w ubrania. Nie myślałem racjonalnie. Inni modele radzili mi, żebym nie przesadzał z odchudzaniem, ale ja chciałem chodzić w pokazach tak jak Lucky Blue Smith czy Dominik Sadoch z mojej obecnej agencji AS Management. Mając miesiąc wolnego przed Fashion Weekiem w Madrycie, przez cały sierpień ostro wziąłem się do roboty. Obydwaj z Adamem Niedźwiedziem się nakręcaliśmy, że będziemy się katować dla uzyskania fajnej sylwetki. Później to popadło niemal w obsesję. Wstawałem rano i szedłem biegać na czczo, żeby mięśnie traciły swoją masę (ciało czerpie z nich energię). Po powrocie skakałem tysiąc razy na skakance i robiłem z osiemset brzuszków. W ogóle nie robiłem ćwiczeń na klatkę piersiową, żeby mi się nie rozrastała. Na Madrid Fashion Week straciłem cztery centymetry w klatce piersiowej.

Muszę konsekwentnie trzymać się diety, bo jak się zapomnę, to kilogramy szybko przybywają. Zamiast zjeść coś niezdrowego, wolę napić się wody, wypić kawę lub sięgnąć po jakieś warzywo. Często przyrządzam też sobie różnego rodzaju sałatki. Kiedy jednak przyjeżdżam do rodzinnego domu, to ciężko jest mi sobie odmówić naleśników czy innych słodkości.

Ale teraz już chyba po prostu trzymasz stałą wagę?

Teraz były święta i Sylwester, domowe wypieki, więc sobie pofolgowałem. Nie chciało mi się tak restrykcyjnie podchodzić do diety i kilogramy przybyły. Przez ostatnie trzy dni chodziłem na siłownię, robiłem cardio, 45 minut biegu na bieżni, potem brzuszki, sauna, żeby zgubić nadmiar wody z organizmu i teraz jestem już gotowy na kolejną sesję zdjęciową.

(Foto: Felix Valiente)

W „Top Model” mieliście okazję spróbować swoich sił w aktorstwie, śpiewie czy tańcu - czy któraś z tych aktywności zainteresowała Cię w szczególny sposób?

Mój tata zawsze namawiał mnie do pójścia do szkoły aktorskiej, bo sam próbował swoich sił w jakichś niszowych produkcjach. Naszym znajomym jest Czarek Pazura, który obserwuje na Instagramie 9 osób, w tym mnie. Dostał nawet zaproszenie na finał „Top Model”, ale niestety nie dał rady przyjechać. Jest naprawdę fajnym gościem. Oglądałem jego filmy i do dzisiaj na spotkaniach z kolegami korzystamy z jego kultowych cytatów w stylu: „Przestań się mazać - chłopaki nie płaczą!”. Bardzo mi się podoba ten aktorski świat - planowałem nawet w przyszłym roku pójść na studia aktorskie. Ponadto czysto rekreacyjnie i hobbystycznie trenuję taniec współczesny. W programie mieliśmy przez trzy godziny zajęcia ze zwycięzcą „You Can Dance", Stefano Silvino. Wiele mnie to nauczyło, bo natury zawsze byłem trochę sztywny i nie miałem świadomości swojego ciała. Nadal pozostajemy ze sobą w kontakcie i chodzę do niego na lekcje. Do tego ostatnio poznałem dwoje tancerzy z „Tańca z gwiazdami” - Hanię Żudziewicz i Jacka Jeschke, więc planuję w przyszłości i z nimi trochę poćwiczyć.

W Twoim opisie na stronie „Top Model” znalazłem informację, że chciałbyś w przyszłości zostać ambasadorem. Nadal masz ten plan gdzieś z tyłu głowy?

Uważam, że życie to jedna wielka niespodzianka i trzeba po prostu być otwartym na to co przyniesie. Nigdy nie myślałem, że pójdę do „Top Model”, a jak się okazało zaszedłem bardzo daleko. W 3 klasie liceum na lekcji angielskiego dziewczyny z mojej klasy patrzyły z zachwytem na zdjęcia uczestników z piątej edycji. Kiedyś nawet mi powiedziały, że też powinienem iść do tego programu, bo zawsze chodziłem po szkole wyprostowany w markowych koszulach czy opiętych sweterkach. Koleżanki mówiły do mnie żartobliwie „Hugo Boss” czy „Siema, Armani”. Nie można bać się spontaniczności, trzeba po prostu być pozytywnie nastawionym i uśmiechać się do ludzi.

A co do kariery ambasadora… Znajoma powiedziała mi, że chce studiować sinologię. Sam myślałem o studiach związanych z językiem, więc uznałem to za fajny pomysł. Kto zna język chiński jako język obcy? Koleżanka mojej cioci też mnie do tego namawiała i stwierdziła, że znajomość tego języka pomogłaby mi się dostać na kierunek Dyplomacja i stosunki konsularne, a potem zahaczyć o jakiś konsulat czy ambasadę. Nadal o tym myślę, ten cel po prostu cały czas czeka na realizację.

Wspomniałeś o poprzednich uczestnikach „Top Model”. Czy są jakieś osoby, których kariera jest dla Ciebie drogowskazem, punktem odniesienia?

Myślę, że nie. Chciałbym, aby moja kariera toczyła się sama. Nie będę za wzór brał na przykład Lucky’ego Blue Smitha, bo jest dwa razy mniejszy ode mnie i ma inną urodę. Jedyne co mnie z nim łączyło to włosy, ale teraz już ma ciemniejsze. Podoba mi się też to co robi Jay Alvarrez, który jeździ po całym świecie i ma świetnego Instagrama, ale przecież nie będzie dwóch Jayów Alvarrezów. Podobnie w piłce. Ronaldo przez całe życie był moim idolem, ale to też nie był mój styl gry.

Idę swoją drogą i po prostu czekam co przyniesie życie. Jestem cierpliwy, bo wiem, że wszystko ma swój cel. Obecnie pracuję nad cerą i sylwetką, ruszę z projektami modowymi dopiero jak będę w 100 procentach gotowy.


Skoro mowa o karierze piłkarskiej… Przez kilka lat grałeś w Lechii Dzierżoniów, ale Twój dalszy rozwój przerwała kontuzja. Masz jakieś swoje ulubione wspomnienie z tamtego okresu, największy sukces?

W piłce odniosłem co najwyżej kilka sukcesików. Patrząc wstecz dostrzegam, że po prostu byłem słaby. Chciałem robić przekładanki jak Ronaldo, zamiast skupiać się na dobrej grze i to był błąd. Potem nadarzyła się okazja, żeby pójść do Ruchu Chorzów. Na obozie w Dzierżoniowie była Młoda Ekstraklasa, jej uczestnicy byli dwa poziomy wyżej niż wówczas ja (byłem w juniorach młodszych). Poszedłem do nich na testy i kilka treningów. Nie mając za dużych umiejętności, tylko szybkość i ambicję, spodobałem się - nie mogłem w to uwierzyć! Musiałem przeprowadzić się do Chorzowa i mieszkać sam, w dość niebezpiecznej dzielnicy Cwajka. Było ciężko. Na początku mieszkałem w internacie, a potem w wynajętym mieszkaniu. W wieku 17 lat musiałem nauczyć się samodzielności i odpowiedzialności.

W Ruchu Chorzów doskonaliłem grę przez rok, po czym wróciłem do Lechii w świetnej formie - w pierwszym meczu z Zagłębiem Lublin strzeliłem dwa gole. Potem zaczęła się liga, w której łącznie strzeliłem dziesięć bramek. W sezonie zimowym miałem jechać albo do Śląska Wrocław, albo nawet do Niemiec do Fortuny Düsseldorf lub Schalke. Pojechałem na testy, ale na drugi dzień po powrocie z Niemiec… złamałem nogę. Po trzech miesiącach wróciłem, ale okazało się, że to za wcześnie i kontuzja się odnowiła. Potem z kolei pojawiły się problemy z kolanem, znów wróciłem (rok po kontuzji nogi), ale cały czas czułem ból i w końcu sam byłem już zniechęcony. Nie poddałbym się, ale pojawiła się inna opcja czyli modeling.

Bierzesz udział w pokazach mody, którym z reguły towarzyszy muzyka. Jak mógłbyś określić swój gust muzyczny - jakie są Twoje ulubione piosenki?

Często słyszę to pytanie, ale zawsze mam problem z odpowiedzią. Po prostu lubię taką muzykę, która mi się w danej chwili spodoba. Trochę tak jak z dziewczynami - trudno określić konkretny gust. Na mojej playliście można znaleźć rap, nastrojową muzykę albo utwory instrumentalne. Ostatnio bardzo mi się podobają utwory Justina Biebera. Kiedyś śmiałem się z niego i z jego fanek, ale jego nowe piosenki są bardzo życiowe. „Life Is Worth Living” - to motywuje do działania. Jak słucham jakiegoś utworu, to najpierw patrzę na jego tekst. Dzięki temu wiem o czym jest, a przy okazji szlifuję angielski. Ostatnio słucham też piosenki Zayna Malika i Taylor Swift „I Don't Wanna Live Forever”, która będzie w nowym „Greyu”.

Powitaliśmy właśnie nowy rok 2017. Masz jakieś postanowienia noworoczne?

Być lepszym niż w zeszłym roku. A reszta… Niech się dzieje wola nieba!


Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej na temat Daniela Tracza i śledzić dalszy rozwój jego kariery, obserwujcie go na Facebooku i Instagramie:
https://www.facebook.com/danieltraczofficial/
https://www.instagram.com/daniel.tracz/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz