Swoją przygodę z muzyką zacząłeś już w wieku pięciu lat i to w dość nietypowych okolicznościach. Mógłbyś opowiedzieć coś więcej o tych swoich początkach?
Jako dziecko dostałem w prezencie na mikołajki zabawkowe pianinko - bardzo krótkie, mające ze dwie oktawy i nie trzymające tonacji. Pewnego dnia w telewizji leciała reklama kleju do zapraw Atlas z melodią „Ody do radości”. Wziąłem pianinko, usiadłem przed telewizorem i zacząłem to grać ze słuchu. Nikt z mojej rodziny nigdy nie miał talentu muzycznego. Rodzice nie wiedzieli, co się dzieje. Stwierdzili, że poślą mnie do szkoły muzycznej na skrzypce, chociaż walczyłem o pianino.
Wcześniej, jak miałem cztery lata, byłem bardzo chory, dostałem zapalenia uszu i bębenki mocno mi nabrzmiały, trzeba je było przebić. Istniało ryzyko, że utracę jakiś procent słuchu, jeśli nie cały. A teraz jestem producentem muzycznym i reżyserem dźwięku, co wymaga słuchu idealnego. Po prostu udało mi się wtedy oszukać przeznaczenie!
Jak wyglądały Twoje pierwsze próby pisarskie?
Nie były najlepsze, jak wszystkie pierwsze próby. Nawet ostatnio słuchałem tej piosenki. Miałem wtedy ze dwanaście-trzynaście lat. Rodzice stawiali bardziej na naukę niż muzykę - podstawówkę i gimnazjum kończyłem jako najlepszy uczeń szkoły. Myślę, że mam talent do pisania melodii, a tego za bardzo nie da się nauczyć. Sam również komponuję, nagrywam instrumenty i robię aranże. Natomiast jeśli mówimy o tekstach, są one w moim przypadku mocno wypracowane. Musiałem po prostu niesamowicie dużo czytać, uczyć się sposobu dobierania najlepszych i najbardziej odpowiednich słów, żeby wszystko dobrze brzmiało. Mam nadzieję, że teraz jest już całkiem nieźle.
Wspomniałeś, że zacząłeś grać w przypływie nagłego natchnienia. Na ile Twoje obecne umiejętności są efektem talentu, a na ile ciężkiej pracy?
Jestem zdania, że nieważne ile masz w sobie talentu i tak potrzebujesz przynajmniej 90% pracy, żeby cokolwiek zrobić i zdziałać. Nigdy nie należy spoczywać na laurach i polegać tylko na talencie. Słuchałem nagrań Ariany Grande z dzieciństwa - to była tragedia, Taylor Swift śpiewała o wiele lepiej. A teraz obie są na podobnym poziomie, jeśli Ariana nie jest nawet wokalnie trochę lepsza. Techniki można się nauczyć, wrażliwość muzyczna przychodzi z wiekiem, ale trzeba też mieć te 5-10% z natury - przede wszystkim słuch.
Sześć lat temu zacząłeś zamieszczać swoje filmiki na Youtubie, co dało Ci dużą ilość fanów. Skąd pojawił się u Ciebie pomysł, żeby zaprezentować swoją twórczość światu?
Ja nazywam tych ludzi odbiorcami, bo „fani” tworzą dystans, a to przecież są ludzie tacy jak wszyscy. Sam też jestem fanem np. Eda Sheerana czy Shawna Mendesa. Gdy miałem 15 lat, zacząłem chodzić na lekcje śpiewu i pisać bardziej dojrzałe i ambitniejsze piosenki. Coraz lepiej szła mi produkcja muzyki, więc stwierdziłem, że może warto by te utwory gdzieś pokazać. Najpierw musiałem jednak poczekać aż głos ułoży mi się po mutacji. Inspiracją do moich ówczesnych utworów były doświadczenia miłosne. Pierwsza fajniejsza piosenka powstała, kiedy się zakochałem. To ją jako pierwszą wrzuciłem na Youtube’a. Aktualnie nie ma jej już na kanale, ale może kiedyś znajdzie się na płycie.
Nie ma jej, bo się jej wstydzisz po latach?
Nie ma jej, bo była kilka poziomów… wcześniej. Chciałbym ją jeszcze kiedyś nagrać, ale nie w formie, w której istniała. Miała nienajgorszy odbiór jak na pierwszą piosenkę. Potem przyszedł rok 2015 i okazał się przełomowy. Wrzuciłem wtedy piosenkę „Powiedz mi”, która ma najlepszy odbiór ze wszystkich moich autorskich utworów (31 tysięcy wyświetleń). Nagrałem też z Aleks cover piosenki z „Krainy lodu” „Miłość stanęła w drzwiach” i uzyskał on ponad 300 tysięcy. Na portalu MyMusic miał chyba 6 tysięcy lajków i stał się moją przepustką do Young Stars Festival oraz supportu przed Codym Simpsonem. Mój ówczesny menedżer Mateusz Kucharczyk, którego serdecznie pozdrawiam, napisał do menedżera Cody’ego. Posłuchał sobie moich nagrań na Youtubie i usłyszał je też Cody, bo musiał się zgodzić. Support przed Codym to był mój pierwszy wielki występ, do tego przed pełnym Palladium.
Jak Cię odebrano? Supporty nie zawsze są doceniane.
O dziwo, było wspaniale! Wszyscy bardzo się zaangażowali. Jak chciałem, żeby ze mną śpiewali, to śpiewali. Zrobiłem też sobie zdjęcie z publicznością. Powiedziałem, żeby zapalili telefony, a potem szukali siebie na Instagramie. Obiecałem, że wszystkich oznaczę. Niestety muszę się przyznać, że nie zdołałem wszystkich odnaleźć, ale próbowałem (śmiech).
A jak wspominasz spotkanie z Codym za kulisami Palladium?
Szczerze mówiąc, mieliśmy wszyscy osobne garderoby, każdy supportujący i Cody z zespołem. To był w sumie taki minifestiwal - oprócz mnie jako support wystąpiło dwóch chłopaków ze Stanów. Tylko ja byłem polskim przedstawicielem. Z chłopakami gadałem trochę dłużej, natomiast z Codym zamieniłem tylko ze trzy zdania. Był bardzo uprzejmy, wyraził uznanie dla moich nagrań i zrobiliśmy sobie wspólną fotkę. Potem ja pobiegłem grać, a on się przygotowywać.
Nagrałeś polską wersję utworu „No Promises”, teraz ukazała się polska wersja „Treat You Better” w Twoim wykonaniu. Jak wygląda proces tłumaczenia tych piosenek - skupiasz się bardziej na znaczeniu czy rytmie?
Pół na pół. Jeżeli coś nie zabrzmi na tyle dobrze, żebym był z tego dumny, to w ogóle tego nie nagrywam. Staram się tłumaczyć tak mocno literacko jak się da, jednocześnie zachowując sens. Bardzo ważny jest dla mnie rytm. W Shawnie miałem pewien problem. Nie mogłem zaśpiewać jednego momentu w mostku. W oryginale była tam samogłoska „e”, a u mnie „i”. Na „i” bardzo ciężko śpiewać góry. Ostatecznie zamieniłem wyrazy i zabrzmiało nawet lepiej. Wiem, że niektórzy tłumaczą piosenki bardzo dosłownie i średnio mi się to podoba. Jeżeli przy zachowaniu rytmu nie da się uzyskać odpowiednio literackiego brzmienia, to nie podejmuję się tłumaczeń.
Sam zajmujesz się całością pracy nad utworami?
Tak. Sam piszę tekst, buduję aranż, opracowuję wszystkie instrumenty w programie muzycznym i nagrywam wokal, a następnie robię mix i mastering. Oprócz tego, że pracuję dla siebie, mam też studio nagraniowe w Warszawie. Ludzie często przychodzą tam nagrywać covery. Skomponowałem także kilka piosenek na najnowszą płytę Remo. W internecie dostępne są już do niektórych teledyski.
Nie myślałeś o tym, żeby podpisać kontrakt z jakąś wytwórnią płytową?
Myślałem, ale nie jestem do końca przekonany. Żyjemy w czasach, gdy każdy może domowymi sposobami stworzyć piosenkę o brzmieniu zbliżonym do światowych standardów. Samodzielnie można znaleźć producenta, tekściarza czy kompozytora. Kiedyś trzeba było wszystko organizować za pośrednictwem wytwórni. Aktualnie, gdy często sam pracujesz na sukces swojej marki, jedyne czego potrzebujesz, to dystrybucja i ewentualnie menedżer.
Obecnie prowadzisz akcję „Śniechu i Shawn grają dla dzieci”, której celem jest zbiórka charytatywna na rzecz domu dziecka. Czy mógłbyś opowiedzieć coś więcej o tej inicjatywie?
Zbiórka charytatywna odbędzie się na zakończenie akcji podczas specjalnego koncertu. Ciało tego projektu stanowi nagranie trzech coverów Shawna Mendesa, a następnie autorskiej piosenki. W międzyczasie publikowane są też reportaże z planu o tym, jak wyglądają zdjęcia i nagrywanie wokali. Współpracujemy z wieloma partnerami, między innymi oficjalną grupą polskich fanów Shawna Mendesa. Na mojej grupie Śniechunators jest masa konkursów, w których można wygrać kubki i inne gadżety. Na fanpage’u można wygrać nagranie w studiu nagraniowym, a na grupie fanów Shawna można się zgłosić i wziąć udział w nagraniach do następnego teledysku.
Wszystkie covery i piosenki autorskie zaśpiewam na koncercie. Zaśpiewają również zaproszeni goście. Podczas występu będą zbierane fundusze, które w całości przekażemy domowi dziecka. Przeznaczenie zbiórki wybraliśmy razem z odbiorcami na mojej oficjalnej grupie. Dla nich zawsze wszystko wcześniej udostępniam, robię live’y w poniedziałki, „Szczerą noc” w piątki i różne konkursy.
Do Twoich coverów i autorskiego utworu powstaną też teledyski. Sam się nimi zajmujesz, czy masz kogoś do pomocy?
Ja piszę scenariusze, robię wszystko, jeżeli chodzi o audio, natomiast przy operatorce i produkcji współpracuję z WOODLAND VISION. Bardzo profesjonalnie podchodzą do sprawy - na samym planie zdjęciowym spędziliśmy 13 godzin. Potem wspólnie z Piotrkiem Kosmalskim pracowałem nad montażem teledysku. Zajęło nam to trzy dni, ale warto było, bo wyszedł majstersztyk. Reportaże z planu przygotowuję sam.
Wspomniałeś, że zwieńczeniem projektu będzie premiera autorskiej piosenki. O czym będzie opowiadać?
Teledysk będziemy kręcili w okolicach Szczecina, akurat ten z inną ekipą. Chcę tam też ująć moją rodzinną miejscowość i miejsca, które lubię i do których wracam. Pracujemy nad fabułą, piosenkę mam wstępnie wybraną. Nie chcę za dużo zdradzać, ale kilka osób już ją słyszało i chyba najlepszym epitetem, który mógłby ją opisać, jest „wzruszająca” lub „poruszająca”. Na tym póki co poprzestańmy.
Twoją drugą pasją obok muzyki jest aktorstwo i podjąłeś już nawet pierwsze kroki w tym zakresie. Jakie są Twoje plany związane z tym zawodem?
Przyjechałem do Warszawy i stwierdziłem, że chcę się rozwijać aktorsko. Poszedłem na pierwszy casting do reklamy i miałem już recall, czyli drugi etap, do którego ze stu chłopaków dostało się tylko sześciu. Ostatecznie nie dostałem angażu, ale pomyślałem, że jak tak fajnie mi poszło, to pójdę na drugi. Na drugim dostałem główną rolę w reklamie Plusha. Czternaście godzin kręciliśmy 30-sekundową reklamę! (śmiech) Potem grałem w mniejszych studenckich projektach. Jestem bardzo dumny z krótkometrażowaego horroru w reżyserii Michała Radziejewskiego. Grałem u boku aktora komediowego Sebastiana Stankiewicza, znanego m.in z „Człowieka z magicznym pudełkiem” Bodo Koxa. To było dla mnie bardzo motywujące, że nie mając żadnej szkoły i z prawie zerowym doświadczeniem, wystąpiłem u boku doświadczonego aktora.
Teraz gdy został mi tylko rok zarządzania, stwierdziłem, że może skończę go zaocznie i będę próbował dostać się do szkoły aktorskiej w Warszawie. Jak się nie uda, to spróbuję jeszcze raz. Jestem w o tyle wygodniejszej sytuacji, że na wydział wokalno-aktorski jest stosunkowo mniej osób, bo wielu chłopaków w Polsce nie śpiewa. Mimo wszystko trzeba podejść do tego pokornie i solidnie się przygotować.
Myślałeś może, by spróbować swoich sił w musicalach?
Myślałem, ale jeszcze nie teraz. Póki co jestem na tyle młody (w marcu skończyłem 21 lat), że mogę sobie jeszcze pozwolić na próbowanie wielu innych rzeczy. Jeżeli uda mi się dostać do Akademii Teatralnej i ją skończyć, to zacznę myśleć poważniej o musicalach czy aktorstwie.
Z Twoimi zdolnościami głosowymi pasowałbyś też może do dubbingu.
Byłem na warsztatach dubbingowych SDI Studio - tam gdzie robi się filmy i seriale Disneya. Pani reżyser nawet mnie pochwaliła i mam nadzieję, że rzeczywiście jak zbiorę trochę doświadczenia, to może kiedyś zdubbinguję jakąś postać. Mam też na Youtubie sporo coverów z bajek, więc czemu nie. Uwielbiam bawić się głosem.
A masz jakieś pozaartystyczne pasje?
W podstawówce i gimnazjum bardzo dużo grałem w tenisa stołowego. W podstawówce też biegałem, ale na koniec 6 klasy miałem kontuzję. W gimnazjum na wf-ie okazało się, że umiem skakać w dal. Skoczyłem prawie sześć metrów, co na gimnazjalistę, który ma 170 cm, było niesamowitym wynikiem. Nie rozwijałem się jednak w tym kierunku, bo nie miałem czasu, a w liceum poświęciłem się muzyce. Zamiłowanie do sportu jednak zostało i nadal lubię prowadzić aktywny tryb życia, dlatego bardzo dużo jeżdżę na rowerze. Trzy czy cztery lata temu wymieniłem sprzęt na solidniejszy, więc jak mieszkałem w okolicach Szczecina, to zdarzało mi się przejeżdżać nawet sto kilometrów dziennie. Teraz trochę mniej, bo po Warszawie ciężej się jeździ. Nigdy nie byłem osobą, która wymiguje się od wf-u, raczej starałem się nie opuszczać zajęć i trenować.
Planujesz zdawać do szkoły aktorskiej, nagrywasz cały czas nowe utwory, więc rozwijasz się głównie artystycznie. Jak widzisz swoją przyszłość?
Nie chcę wyrokować. Nie wiem gdzie się znajdę za pięć lat. Będę walczył o to, żeby robić to, co czuję w sercu. Nawet jeśli nie uda się być na pierwszym planie, to i tak pracowałem już jako producent muzyczny, więc zawsze mogę pisać komuś piosenki lub zostać menedżerem, mając już wykształcenie w tym kierunku. Rzadko docenia się producentów, a ja bardzo walczę o to, żeby o nich mówiono. Gdyby nie ich praca, piosenki nigdy nie trafiłyby do radia i nie miałyby tak atrakcyjnej formy. Na przykład taki Max Martin robi piosenki dla Justina Timberlake’a, Katy Perry, Adele, Taylor Swift i Ariany Grande, a prawie nikt nie wie o jego istnieniu. Albo Jake Gosling, który wyprodukował drugą płytę Shawna Mendesa i wszystkie albumy Eda Sheerana. Warto ich doceniać, bo to oni spędzają w studiu dziesiątki godzin, żeby ze szkiców powstał finalny utwór.
Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej o Mateuszu Śniechowskim i akcji „Śniechu i Shawn grają dla dzieci”, zajrzyjcie na jego oficjalną stronę:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz