Tytuł Twojej debiutanckiej książki to „Modelka”. Jest to słowo, które budzi wśród ludzi różne, często sprzeczne skojarzenia. Przykładowo z jednej strony mówi się o modelkach-wieszakach, z drugiej modelki Victoria’s Secret uważa się za kwintesencję kobiecości. Jakie skojarzenia budzi w Tobie słowo „modelka”?
Pierwsze skojarzenie to przede wszystkim: mój zawód od dziesięciu lat. To słowo pokierowało moim życiem i wywróciło je do góry nogami, chociaż nigdy nie marzyłam o karierze w modelingu. Rzeczywiście słowo „modelka” jest pełne sprzeczności i różnych ekstremów, które wiążą się z pracą w tej branży. Z jednej strony jest to kolorowy świat pełen luksusu, z drugiej tego luksusu i świata glamour wcale nie widzisz na backstage’ach, gdzie dziewczyny po prostu niedosypiają. Jak zresztą piszę w książce: śpią na jakiejś kanapie lub po prostu na podłodze, bo przymiarki trwają do 4-5 nad ranem. Dolepiane są rzęsy, klej wchodzi ci do oczu, a tony lakieru kumulują się na głowie. To wcale nie jest tak lekka praca, jak można sobie wyobrażać.
Twoja kariera zaczęła się w 2007 od konkursu w „Bravo Girl”, gazecie, która kojarzy się z zabawnymi poradami dla młodzieży. Dla Ciebie stała się zaś kluczem do świata mody.
Powiedzmy to sobie jasno - z głupotami! (śmiech) Każda z nas czytała „Bravo Girl”, będąc w podstawówce i jak na ironię, moja kariera zaczęła się właśnie od tego pisma. Gdyby nie ono, nie chodziłabym po wybiegach Gucci i Versace. Wracałam z wakacji z moją siostrą i w stosie gazet znalazłyśmy „Bravo Girl”, a w nim ogłoszenie, że agencja D’VISION będzie poszukiwać nowych modelek. Na początku Julia doszła do wniosku, że to ona się zgłosi, potem stwierdziłam, że ja też wezmę udział. Ta historia została zresztą opisana w książce.
Z Twoimi początkami wiążą się różne ciekawe incydenty - podobno zemdlałaś podczas sesji z Marcinem Tyszką, ale natychmiast pozbierałaś się i wróciłaś do pracy.
Marcin był jednym z pierwszych fotografów, z którymi pracowałam. W Polsce ma renomę „strasznego fotografa”, którą może trochę odczarował (albo potwierdził) przez różnego rodzaju programy. Wtedy jednak ludzie z branży twierdzili, że trzeba się go bać. Miałam 16 lat. Wszyscy poszli na lunch, a ja zostałam z fryzjerem, bo stylistka z Marcinem doszli do wniosku, że trzeba mi poprawić włosy. Nikt się nie zorientował, że cały dzień byłam głodna, a sama bałam się do tego przyznać, żeby nie przedłużać sesji. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nagle nie zrobiła się godzina 21. Podskakiwałam w obcasach, pozowałam i nagle zrobiło mi się ciemno przed oczami - zemdlałam w trakcie sesji. Niestety, jeśli w tej branży pracują dzieci, to często nie powiedzą, że mają już dość lub są głodne, bo po prostu się boją. Ponieważ w makijażu i w obcasach wyglądasz na starszą niż jesteś, to wszyscy zapominają, że masz 13-14 lat i że trzeba się ciebie zapytać, czy chcesz chwilę przerwy. Tak było właśnie ze mną.
Czy nadal zdarzają się momenty przez pokazami i sesjami, że paraliżuje Cię strach? Masz jakieś przedpokazowe rytuały, aby opanować stres?
W momencie, kiedy się bardzo stresuję, zaczynam ziewać (śmiech). To właśnie ziewanie jest takim moim „odruchem obronnym” przed najbardziej stresującymi pokazami. Specjalnych rytuałów raczej nie mam. Zawsze na próbach lubię sprawdzić buty, bo kiedy robimy próby przed pokazem, to masz dowolność - albo przechodzisz w obcasach, które będziesz miała na wybiegu, albo w swoich codziennych butach. Ważne, żeby zbadać podłoże, aby nie było niespodzianki w czasie pokazu. Była taka sytuacja, że na próbie chodziłyśmy po wykładzinie, którą zasłonięto wybieg, żeby się nie zniszczył, a na pokazie okazało się, że sam wybieg jest jak lodowisko. Ponieważ na próbie wszystko było w porządku, każdy zaczynał z przekonaniem i na luzie, dopiero potem orientując się jaka jest sytuacja. To niby są głupoty, ale przecież żadna modelka nie chce się skompromitować przed stylistami i ludźmi, z którymi współpracuje.
Masz na koncie mnóstwo pokazów dla czołowych światowych projektantów: Dolce&Gabbana, Alexander McQueen, Alexander Wang, Marc Jacobs… Jakie jest Twoje największe zaskoczenie, jeśli chodzi o ludzi świata mody?
Pamiętam jak pierwszy raz spotkałam Marca Jacobsa. Pojechałam na przymiarki do jego studia w Nowym Jorku, to miał być jeden z moich pierwszych naprawdę ważnych pokazów. Była godzina 22 (przymiarki odbywają się po nocach), Marc siedział w szlafroku, mokasynach i z cygarem, odwrócił się do mnie i powiedział: „Cześć Zuzanna, jak się masz?”. Ten obraz był dla mnie tak surrealistyczny. Nagle ze szkoły w Katowicach trafiłam do Nowego Jorku, a sam Marc Jacobs wybiera mi sukienkę na pokaz. Wtedy zrozumiałam, że ten modeling to będzie ciekawa przygoda! (śmiech) Pamiętam też jak kłócili się przy mnie Domenico Dolce i Stefano Gabbana. Ich kłótnie są już legendarne - nagle mogą zrzucić pół kolekcji, bo wpadają w pełną fajerwerków włoską kłótnię. Na pewno nie chcesz być w środku takiej awantury! W większości są to jednak pozytywne odczucia - to grupa bardzo ekscentrycznych postaci, ale wbrew pozorom wcale nie są tacy niedostępni i straszni. Nie można ich jednak mierzyć swoją miarą - często zmieniają zdanie: coś podoba im się dzisiaj, a jutro nie. Trzeba do tego podchodzić z przymrużeniem oka.
(Foto: Burda Książki)
Podobne zdanie pada w Twojej książce „Modelka”, w której pokazałaś kulisy funkcjonowania wielkiego świata mody. Jak przedstawiciele branży modowej zareagowali na pomysł napisania tej książki?
Na sam pomysł zareagowali pozytywnie, byli bardzo zaciekawieni tym, że postanowiłam coś napisać. W czasach powszechnego wyrażania swojej opinii w mediach społecznościowych, tematy tabu się przesuwają i możesz o pewnych rzeczach jasno powiedzieć. Niedawno była taka sytuacja, że modelka Ulrikke Hoyer w dniu pokazu dowiedziała się, że dom mody Louis Vuitton ją odwołał, ponieważ była według nich zbyt opuchnięta. Przyleciała specjalnie na pokaz do Tokio - na przymiarkach było ok, a następnego dnia dowiedziała się, że wraca do Europy. Postanowiła publicznie opowiedzieć o tym, co ją spotkało. Takie zachowania coraz częściej wychodzą na jaw. Między innymi casting director James Scully bardzo zaangażował się w rozmowy na ten temat i walczy o ukrócenie podobnych sytuacji.
Czyli nie obawiałaś się, że możesz w tej książce ujawnić zbyt wiele? W „Modelce” pojawiają się też opisy ciemnych stron modelingu, między innymi skandal z udziałem Johna Galliano.
Nie. Myślę, że na przykład kwestia Galliano pokazuje kawałek historii świata mody. Abstrahując od tego jakim jest człowiekiem i jakie ma poglądy, Galliano to absolutna legenda tej branży. Stworzył na nowo DNA Diora i nikt nie zaprzeczy, że jego projekty są niesamowite. Byłam jako modelka świadkiem tego jego ostatniego pokazu i wszyscy czuliśmy, że kończy się pewna era. To było bardzo ważne wydarzenie, dlatego umieściłam je w swojej książce.
A czy widząc te wszystkie skandale i niebezpieczne sytuacje, nie pomyślałaś nigdy: „może to nie jest świat dla mnie?”? Miałaś przecież do czynienia z wieloma ekscentrykami...
Bardzo często tak miałam. Niebezpieczne sytuacje są na porządku dziennym, dlatego obracając się w tym świecie, trzeba bardzo uważać. Kilka lat temu jechałam paryskim metrem w czasie pokazów haute couture i miałam w ręku swoje portfolio. Podszedł do mnie jakiś mężczyzna i powiedział mi, że pracuje z agencją modową. W tym biznesie cały czas poznajesz tylu nowych ludzi, że nawet nie wiesz, czy powinnaś kogoś kojarzyć czy nie. Nie chciałam go urazić, ale półsłówkami grzecznie dałam mu do zrozumienia, że wysiadam, a on nagle mówi, że on też i że chętnie mnie odprowadzi. Dałam mu do zrozumienia, żeby odszedł, ale cały czas mnie śledził. Pędem wbiegłam do siedziby mojej agencji. Czekałam godzinę lub dwie, aby tego mężczyzny na pewno nie było w pobliżu. W końcu booker odprowadził mnie do taksówki. Takie sytuacje sprawiają, że czasami zastanawiasz się czy na pewno to wszystko jest normalne. W modelingu bardzo ważne jest to, żeby ludzie cię lubili i chcieli z tobą pracować, więc jesteśmy otwarte na ludzi, ale musimy zachować czujność.
Miałaś też okazję poznać świat mody od strony biznesowej podczas stażu u Toma Forda. Jak wspominasz to doświadczenie - czy znajomość kulisów pomogła Ci w dalszej pracy modelingowej?
Na pewno dało mi to dużo do myślenia. Przede wszystkim uświadomiłam sobie, że jestem bardzo szczęśliwa, że moją pracą jest modeling (śmiech). Pracowałam tam w dziale finansów. Było ciekawie, ale praca od 9 do 18 każdego dnia, ślepe patrzenie się w komputer i przepisywanie liczb z jednej kolumny do drugiej nie jest moim marzeniem. Uświadomiłam sobie, że często wydaje się nam, że czegoś chcemy, a jak to dostajemy, to nagle okazuje się, że to jednak nie do końca to i trzeba szukać dalej. Ważna jest dla mnie kreatywność i nie mogę jej tak po prostu zostawić odłogiem. Poznałam jednak bardzo fajnych ludzi, z którymi do dzisiaj się przyjaźnimy.
Z tego co wiem, studiujesz ekonomię na wyższej uczelni na Manhattanie. Jednego dnia jesteś w Nowym Jorku, drugiego w Warszawie, kolejnego na przykład w Mediolanie. Jak udaje Ci się pogodzić naukę z pracą, która wymaga ciągłych podróży?
W Stanach uczelnie bardzo pomagają, jeśli chodzi o kwestię obecności. Jeśli cię nie ma, to możesz wysłać eseje czy rozwiązać testy on-line, a z profesorem rozmawiać przez Skype’a. Wszystkie lekcje są dostępne w formie pdf-ów, więc nie jest to aż taki problem. Na amerykańskich uczelniach zanim wybierzesz sobie specjalizację, robisz tak zwany core - podstawy, które każda osoba musi zrobić: kilka zajęć ze sztuki, kilka z przedmiotów ścisłych i kilka z pisania. To jest fajne, że nie zamykasz się tylko w swojej dziedzinie.
W „Modelce” opisujesz nieznane zakątki Paryża i Nowego Jorku. A jakie są Twoje ulubione miejsca w rodzinnych Katowicach? Masz swój ulubiony tajemniczy zakątek?
Tak, oczywiście. W Katowicach zawsze spotykałam się (i nadal co jakiś czas spotykam) z przyjaciółmi w kawiarni w centrum miasta pod Teatrem Wyspiańskiego. Mało osób o niej wie. Schodzisz po schodach i wchodzisz do małej sali, w której często między spektaklami aktorzy i kostiumografowie piją kawę. Jest to bardzo fajne klimatyczne miejsce w podziemiach.
Skoro mowa o ciekawych miejscach… W tym roku razem ze swoją starszą siostrą Julią zwiedziłaś Sri Lankę i Indie w ramach programu „Azja Express”. Na co dzień mieszkasz w Nowym Jorku, a Twoja siostra większość czasu spędza w Polsce. Czy ten wyjazd zacieśnił wasze siostrzane więzi?
To był dla nas bardzo emocjonalny wyjazd - byłyśmy razem 24 godziny na dobę w najbardziej stresujących sytuacjach. Potwierdził on, że nasze więzi są rzeczywiście mocne i że cokolwiek by się nie działo, wspieramy się nawzajem. Od lat mieszkamy w różnych miejscach, więc mogłyśmy sobie przypomnieć jak zgranym jesteśmy teamem.
A jaka jest Twoja ulubiona sytuacja z programu, która najbardziej zapadła Ci w pamięć?
Na pewno najbardziej zapadła mi w pamięć sytuacja, która jeszcze nie została pokazana. Wydarzy się niebawem, będzie dużo niespodzianek (śmiech). To będzie zadanie, w którym musieliśmy działać osobno. To dało mi najwięcej do myślenia, jeśli chodzi o moją relację z Julią. Zobaczyłam jak mocne jesteśmy, kiedy działamy razem, i jak trudno nam jest, kiedy jesteśmy odseparowane.
Odczarowałaś też w tym programie obraz modelki, która obraca się tylko w świecie luksusu - biegacie po Azji, starając się przeżyć za dolara dziennie.
Mam nadzieję, że tak! Dla mnie to nigdy nie było problemem. Mam 23 lata, może pracuję w tej branży od 10 lat, ale luksusowe warunki nigdy nie były mi niezbędne, bo mogę też pojechać na camping czy pod namioty. Może nie jest to mój ulubiony sposób spędzania czasu, ale muszę zbierać doświadczenia (śmiech). Na pewno nie jestem jeszcze na tym etapie, że muszę żyć wygodnie i nie chcę próbować niczego nowego. Jeśli ktokolwiek miał taką wizję mnie czy w ogóle modelki, to cieszę się, że ten program to zmienia. Szczerze mówiąc, myślę, że jestem aż za normalna w tym szalonym świecie (śmiech).
„Azja Express” to program wymagający sporej sprawności fizycznej, a wiem, że jedną z Twoich sportowych aktywności jest kickboxing. Jak wyglądają Twoje typowe treningi? Domyślam się, że Twój zawód nie pozwala na sparingi…
Głównie są to tarcze z trenerem, ale przez ostatnie miesiące trochę te treningi zaniedbałam. Strasznie dużo się działo, a to sport wymagający bardzo dużo energii. Lubię też biegać - bieganie jest o wiele prostsze, bo możesz się wyłączyć i biec przez pół godziny, słuchając muzyki. W boksie musisz cały czas myśleć i być skupiony, ale kiedy ma się zły dzień, to takie wyładowanie na tarczach czy worku jest super. Samymi walkami nie jestem jednak zafascynowana.
Wspomniałaś o bieganiu, podczas którego słuchasz muzyki. Jakie utwory znajdują się na playliście topmodelki?
Powiem ci, że bardzo dziwne rzeczy! (śmiech) Mam bardzo dziwny gust muzyczny. Na mojej playliście są utwory The Weeknd, Coldplay, „Don’t Cry for Me Argentina” Madonny oraz muzyka z „Nędzników” i „Dziadka do orzechów”. Lubię piosenki, które przywodzą mi na myśl różne obrazy. Namiętnie oglądam musicale w Nowym Jorku i chodzę na spektakle kilka razy w miesiącu, więc od razu jak słyszę muzykę, przypominam sobie tę atmosferę: wieczór, Nowy Jork i grupa znajomych. Muzyka, której słucham jest właśnie takim podkładem pod różnego rodzaju wspomnienia.
Dla przeciętnego człowieka wydajesz się być osobą, która osiągnęła w życiu wszystko: prestiżowe pokazy mody, spotkania ze światowej sławy artystami, teraz własna książka. Czy są jeszcze jakieś marzenia, które chcesz spełnić w modelingu lub poza nim?
Jasne, że tak. Mam wrażenie, że przede mną długa droga. Na pewno nie jestem jeszcze panią swojego czasu. Chcę być absolutnie w pozycji decyzyjności - nie chcę mieć 30 lat i martwić się, czy ktoś zabookuje mnie do pracy. To jest ok, ale jako dodatek. Chcę realizować własne projekty, rozkręcić własny biznes. Nie chcę być cały czas na łasce projektanta czy fotografa.
Smutną stroną branży modowej jest to, że praca modelki zaczyna się szybko, ale z reguły też szybko kończy - 30-latki często „idą na emeryturę” i, jak piszesz w książce, szukają bogatych mężów. Jaki jest Twój plan B po zakończeniu kariery modelki - może założenie własnej agencji?
Trudno powiedzieć, bo życie pisze różne scenariusze. Pomysłów na pewno jest tysiące, ale coraz częściej myślę o tym, że może będę działać równolegle z modelingiem z moją siostrą Julią, która właśnie skończyła studia stomatologiczne. Może więc będzie to bardziej jakaś klinika niż agencja modelek. Julia zajmie się stroną medyczną, a ja stroną biznesową.
Wspomniałaś o tym, że Twoja książka zostnanie przetłumaczona na język angielski, być może pojawi się druga część lub ekranizacja. Czy masz już jakieś pierwsze konkretne zapewnienia w tym temacie?
Jest zapewnienie, że książka zostanie przetłumaczona na język angielski i wydana w Stanach Zjednoczonych. Każdy pyta mnie o ekranizację. Myślę, że jak czyta się tę historię, to gdzieś tworzą się w głowie obrazy i nasuwa się myśl, że mógłby to być scenariusz filmowy. Na razie jednak nie myślę aż tak daleko, bo dopiero odbyła się premiera. Cały czas siedzę na Instagramie i odbieram wiadomości od osób, które właśnie przeczytały „Modelkę”. To dla mnie bardzo motywujące. Nie napisałam tej książki, żeby zarobić czy stać się bardziej sławna. Po prostu chciałam się sprawdzić, bo wierzyłam, że to może być fajne czytadło dla młodych dziewczyn i osób, które interesują się modą. Chcę, żeby ta książka odbiła się szerokim echem. A co dalej - zobaczymy.
Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej na temat Zuzanny Bijoch, zajrzyjcie na jej profile na Facebooku i Instagramie:
https://www.facebook.com/bijochzuza/
https://www.instagram.com/bijochzuzanna/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz