Swoją przygodę z tańcem zacząłeś w wieku 7 lat, ale dopiero jako nastolatek stwierdziłeś, że chcesz się tym zajmować profesjonalnie. Jak wspominasz po latach swoje pierwsze zajęcia taneczne i jaki był Twój pierwszy wielki taneczny sukces?
Cała przygoda rzeczywiście zaczęła się, kiedy mając 7 lat poszedłem z moimi rodzicami na dyskotekę. Zacząłem sobie tańczyć, ludzie zrobili krąg i mówili, że ruszam się jak mały Michael Jackson. Kiedy w latach 90. zapisywałem się na zajęcia taneczne, taniec towarzyski nie był jeszcze w Polsce popularny i na jednego chłopca w mojej grupie przypadało sześć-siedem dziewczynek. Pierwsze zajęcia wspominam pozytywnie, była bardzo miła atmosfera. Szybko dużo osób zaczęło mi mówić, że mam talent i powinienem dalej rozwijać się w tym kierunku. Decyzję o tym, że chcę zostać profesjonalnym tancerzem podjąłem w szkole średniej.
Moim pierwszym sukcesem było reprezentowanie Polski na mistrzostwach zamkniętych w Paryżu. Trafiłem do finału i zająłem szóste miejsce. Takimi pierwszymi porządnymi sukcesami były jednak turnieje w Londynie i mistrzostwa Polski, gdzie w pół roku przeskoczyłem o dwie kategorie i trafiłem na siódme miejsce. Potem były Estonia, Wielka Brytania i kariera zaczęła się bardzo rozwijać.
Jako tancerz trenowałeś i występowałeś nie tylko w Polsce, ale również między innymi w Estonii, Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych. Dostrzegasz jakieś różnice w podejściu do tańca w innych zakątkach świata? Które z państw, w których występowałeś, jest najbardziej „roztańczone” i naprawdę żyje tańcem?
Bardzo fajne pytanie. Szczerze mówiąc, jeżeli chodzi o różnice w podejściu do tańca towarzyskiego, to zdecydowanie są one znaczne. Może nie między Polską a Estonią, gdzie brałem udział w mistrzostwach, ale na pewno między Polską a Stanami Zjednoczonymi. Tam jest bardzo dużo ludzi, którzy nie tańczą i starają się uczyć. Polska troszkę się roztańczyła dzięki różnym programom telewizyjnym, ale np. w porównaniu z Wielką Brytanią jesteśmy bardzo do tyłu. Brytyjczycy uwielbiają taniec. „Strictly Come Dancing” cały czas jest najlepszym programem telewizyjnym, nawet w tym roku. Tak naprawdę ten kraj jest kolebką tańca towarzyskiego - tam są najlepsi trenerzy i tancerze.
W latach 2006-2010 brałeś udział w polskiej wersji „Tańca z Gwiazdami”, w której partnerowałeś między innymi Anecie Kręglickiej i Aleksandrze Szwed, a z Moniką Pyrek zdobyłeś Kryształową Kulę. Czy radość ze zwycięstwa w telewizyjnym show można porównywać z radością z sukcesów w turniejach tanecznych, czy jednak są to dwa zupełnie inne uczucia?
Moja kariera taneczna jest dość specyficzna. Nie jest tylko i wyłącznie usłana turniejami tańca towarzyskiego. Oczywiście takie były moje początki, ale potem w wieku 26-27 lat zakończyłem turniejową karierę. W międzyczasie wziąłem udział w polskim „Tańcu z Gwiazdami”, który otworzył mi bardzo wiele dróg. Między innymi pomógł mi rozwinąć moje dwa studia taneczne. Był jednak jeden mankament. Popularność „Tańca z Gwiazdami” w Polsce była olbrzymia i powiem szczerze: nie wiem, czy umiałem się w tym wszystkim odnaleźć. To było bardzo miłe, ale mimo wszystko czułem, że to nie jestem ja. Chyba jednak należę do skromniejszych osób, które nie marzą za bardzo o sławie. Po „Tańcu z Gwiazdami” wyprowadziłem się do Los Angeles, żeby znowu odnaleźć się tanecznie i dalej rozwijać. To był strzał w dziesiątkę. Zatańczyłem w „Burn the Floor” w Nowym Jorku, wziąłem udział w dwóch olbrzymich show w Kanadzie i odbyłem tournée po Anglii.
Sukcesy w turniejach tańca towarzyskiego są nieporównywalne z sukcesem w „Tańcu z Gwiazdami”. W tańcu towarzyskim robisz coś dla siebie i bierzesz za to pełną odpowiedzialność. W „Tańcu z Gwiazdami” duże znaczenia ma popularność danej osoby. To program rozrywkowy i nie do końca traktuje się go tak serio. Treningi tańca towarzyskiego są żmudna praca po pięć-sześć godzin dziennie, do tego dochodzi jeszcze siłownia i uczenie innych. To jest ciężka praca. „Taniec z Gwiazdami” to jednak coś zupełnie innego - też cieszy, ale w inny sposób.
Miałeś również okazję być jurorem w ukraińskim „Tańcu z Gwiazdami” i brać udział w tournée brytyjskiego „Strictly Come Dancing”. Jak trafiłeś do zagranicznych formatów tego show i jak wygląda ono z perspektywy jurora?
Rzeczywiście miałem okazję posędziować jeden odcinek ukraińskiego „Tańca z Gwiazdami”. Dostałem się do niego przez przypadek. Marcin Mroczek tańczył tam z Edytą Herbuś i zaproponowano mi, żebym zasiadł w jury. Bardzo mi się to spodobało, tym bardziej, że był tłumacz i mogłem mówić w programie po polsku. Polskie słownictwo mam jednak dużo bogatsze niż w pozostałych językach. Jeżeli zaś chodzi o „Strictly Come Dancing”, to przez ostatni rok zrobiłem tour po całej Anglii, było to 30 półtoragodzinnych show, wystawianych w teatrach w różnych brytyjskich miastach. Przygotował je jeden z największych choreografów na świecie, Jason Gilkison, odpowiedzialny też za największe na świecie show „Burn the Floor”. To on zaproponował mi udział w grupowych numerach w „Strictly Come Dancing".
Obecnie widzowie z Irlandii mogą podziwiać Cię w programie „Dancing With The Stars”, gdzie partnerujesz Mai Dunphy. Jak wyglądało Twoje pierwsze spotkanie z Maią i czy szybko znaleźliście wspólny taneczny język?
Przed programem Maia Dunphy nie miała nigdy styczności z tańcem. Bardzo trudno było rozpocząć z nią współpracę i z trudem uczyła się kroków. Mamy jednak bardzo dużo wspólnego osobowościowo. To bardzo inteligentna, wykształcona osoba, która ma pojęcie na różne tematy. Jest bardzo wszechstronna, oczytana i nie można się z nią nudzić. Do tego jest też dobrym człowiekiem. Od razu znaleźliśmy wspólny język i bardzo się zaprzyjaźniliśmy, co na pewno pomaga nam we wzajemnej współpracy.
Z tańcem było na początku bardzo ciężko, bo Maia nie ma scenicznego przygotowania i obycia w ruchach tanecznych. Nie jest też typem sportsmenki, która ma motywację. Z odcinka na odcinek jest jednak coraz lepiej. Myślę, że dopiero teraz zrozumiała, że musi się więcej starać, a nie tylko bawić. Na początku podchodziła do programu trochę za mało poważnie.
Oprócz tańca piszesz doktorat z socjologii i ukończyłeś podyplomowe studia dziennikarskie. Czy traktujesz te dwie dziedziny jako plan B na wypadek zakończenia działalności tanecznej? Ciągnie Cię do kariery naukowej i dziennikarstwa?
Ukończyłem program doktorski z socjologii, ale mój doktorat jest jeszcze niedokończony. Bardzo ciężko ukończyć studia, będąc czynnym tancerzem w aktywnej karierze zawodowej - mnie się to udało i jestem z tego najbardziej dumny w swoim życiu. Nie traktowałem tego jako awaryjne wyjście, chciałem po prostu zrobić coś dla siebie i sprawdzić się w trochę innej dziedzinie. Tak więc nawet moja praca magisterska była kompletnie niezwiązana z tańcem. Praca doktorska już jednak dotyczyła tańca ze względu na to, że wiem w tej dziedzinie najwięcej ile mogę. Przygotowywałem ją, ale bardziej jest to chyba materiał na książkę niż na doktorat - cały czas mam jednak kontakt ze swoją promotor. Studia pomogły mi też w rozwijaniu kariery tanecznej, np. nauka obycia wśród kamer w ramach studiów dziennikarskich.
Z tego co wiem do utrzymania kondycji i sprawności fizycznej służy Ci nie tylko taniec. Jakie inne aktywności sportowe uprawiasz?
W rozwijaniu sprawności fizycznej pomaga mi przede wszystkim siłownia. W tańcu bardzo ważna jest wizualność, więc moje ciało musi dobrze wyglądać. Mam swojego osobistego trenera, z którym zawsze współpracuję, ale ze względu na to, że mieszkam w różnych miastach, zasięgam też informacji od trenerów na miejscu. Teraz mieszkam w Dublinie, mam tu swojego prywatnego trenera, który zajmuje się m.in. moją dietą. Ważę produkty, jadam określoną ilość kalorii i węglowodanów. Staram się prowadzić dietę bezglutenową (chociaż nie jestem uczulony), bezcukrową i bezmleczną - kieruję się takimi trzema zasadami. Nie jest to łatwe, ani konieczne dla tancerza. Podchodzę jednak bardzo profesjonalnie do tego czym się zajmuję i uważam, że jest mi ona potrzebna do tego, abym jako tancerz miał więcej energii.
Podczas tanecznych show towarzyszy Ci różnego rodzaju muzyka. Jak mógłbyś opisać swój gust muzyczny?
Podczas tanecznych show towarzyszą nam bardzo aktywne, mocne dźwięki - samba, cha-cha, jive, quickstep… Szczerze mówiąc, nie mam jakiegoś ustalonego gustu muzycznego. Moje serce jest jednak totalnie oddane muzyce wolnej, czyli lirycznej, swobodniej, bardziej w chilloucie. Nie jazz, bardziej takie „smuty”. Tak często obracam się na sali wśród muzyki, że chyba po prostu potrzebuję od niej wypocząć. Nie potrafię jednak bez niej żyć, więc zawsze w tle musi coś lecieć. Śmieszne jest też to, że zasypiam z muzyką i śpię jak muzyka leci całą noc. Jestem totalnie muzyczny! (śmiech)
Występowałeś również w sztukach teatralnych „Traviata” i „Samson i Dalila” oraz musicalach „Dance Temptation” i „Dance Star”. Nie myślałeś nigdy o karierze aktorskiej? Niewątpliwie duszę artystyczną masz.
Kiedyś proponowano mi aktorstwo, grałem nawet epizody w serialach i reklamach telewizyjnych. Nie jest więc mi jakoś strasznie obce, tym bardziej, że sam taniec ma w sobie dużo gry aktorskiej i emocjonalności. Tak naprawdę my tancerze jesteśmy trochę aktorami. Nie byłem jednak w szkole aktorskiej i nigdy do tego nie dążyłem. Nie mam zamiaru robić wszystko na raz. A w operze występowaliśmy tylko i wyłącznie jako tancerze, więc nie było w to wydarzenie wpisanego aktorstwa.
Do końca marca przebywasz w Dublinie i pracujesz nad kolejnymi układami tanecznymi. A jakie są Twoje plany na kolejne miesiące roku?
Mam tu w Dublinie bardzo dużo pracy - jesteśmy w czwartym tygodniu programu, a przygotowujemy już układ na siódmy tydzień. Tancerze, którzy tańczą z gwiazdami, co tydzień przygotowują też otwarcia programów, więc mamy dwanaście różnych układów tanecznych do nauczenia. Mam też bardzo dużo wywiadów i sesji zdjęciowych. Po powrocie do Polski wracam do swojego studia tanecznego, które prowadzę od dwunastu lat z moją siostrą. Mam świetne pary, które bardzo za mną tęsknią. Być może w przyszłości będę dalej działać na Wyspach. Zobaczymy jakie dostanę propozycje. Mam w głowie jeden projekt, zobaczymy czy mi się uda. Na pewno będę mnie kosztował dużo pracy, ale jestem gotowy na to, żeby go zrealizować.
(Foto: Krzysztof Wyżyński)
Jeżeli chcecie dowiedzieć się więcej na temat Roberta Rowińskiego, zajrzyjcie na jego oficjalną stronę internetową:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz