Dawid Czupryński jest utalentowanym młodym
aktorem znanym przede wszystkim z roli Brunona w serialu TVN „Na Wspólnej”. W
swoim dorobku aktorskim ma też liczne role teatralne, między innymi w
spektaklach „My, dzieci z dworca zoo” w Teatrze Kamienica czy „Na pełnym morzu”
w Teatrze Powszechnym oraz gościnne występy w serialach takich jak „Bodo”,
„Czas honoru” czy „Komisarz Alex”, jak również filmach fabularnych „Panie
Dulskie” i „Kamienie na szaniec”. Oprócz aktorstwa fascynują go też podróże i
wszelkiego rodzaju wyzwania, nie tylko te związane z jego główną pasją. W wywiadzie Dawid opowiada między innymi o kulisach swojej pracy,
zdradza dalsze losy swojego bohatera z serialu „Na Wspólnej”, wspomina
wycieczki autostopem oraz wyjaśnia dlaczego nigdy nie zostanie profesjonalnym
modelem. Zapraszam do lektury!
(Foto: Kamil Keenan)
Ukończyłeś
Państwową Wyższą Szkołę Teatralną we Wrocławiu oraz studium aktorskie Lart.
Kiedy i jak zrodził się w Twojej głowie pomysł na zostanie aktorem?
Jest kilka wersji. Chcieliśmy z kolegą założyć
konto na Youtubie i publikować na nim filmiki od czapy jak obecnie Wardęga.
Projekt skończył się w fazie pomysłu i kolega o tym zapomniał, ale we mnie
cały czas ten pomysł kiełkował.
Druga wersja z kolei wiąże się z tym, że
wiele lat byłem ministrantem i lektorem. Spodobało mi się z jak wielką uwagą
ludzie cię słuchają i jak można oddziaływać na ich emocje. Przy okazji tych
wystąpień na ambonie zostałem zaproszony przez jednego z księży do występów w
rozkręcanym przez niego teatrze tzw. Teatrze Pod Górnym Kościołem (kościół był
dwupoziomowy – górny i dolny, w dolnej części stworzono teatr). Tam stawiałem
swoje pierwsze kroki na deskach – była tam normalnie postawiona scena, nie było
obiektów sakralnych w tle, więc wyglądało to w miarę profesjonalnie, a spektakle
nie nawiązywały tylko i wyłącznie do wiary. Wystawialiśmy między innymi
„Igraszki z diabłem” znanego czeskiego dramaturga Drdy, w których zagrałem
główną rolę.
Trzecia wersja jest trochę naciągana, ale
tłumaczę to jako powołanie. Ktoś czuje, że chce być kapłanem, to idzie do
seminarium. Ja uważam, że gdzieś ktoś mnie tchnął i narodził się we mnie pomysł
na zostanie aktorem. W ten sposób mogę pomagać ludziom, wzbudzając w nich
określone emocje. Jak chcą się pośmiać to fundują sobie komedię, a kiedy
mają ochotę się wzruszyć to oglądają dramaty. Cieszę się, że mogę im jako
aktor te emocje zapewniać.
Czyli
jednak nie chciałeś zostać księdzem? Wspomniałeś przecież o pełnieniu funkcji
lektora w kościele.
Bynajmniej. Wręcz przeciwnie, robiłem wszystko
byle tylko nim nie zostać, chociaż ludzie z mojego otoczenia sugerowali mi tę
drogę życiową.
I tak
zostałeś tancerzem erotycznym w serialu „Na Wspólnej”, gdzie wcielasz się w
postać jednego ze studentów Brunona, który obecnie próbuje w ten sposób zarabiać
na życie. Czy jest coś czego nauczyłeś się od granego przez siebie
bohatera?
Raczej ja jako Dawid ciągle uczę Brunona, który
jest on niesfornym chłopakiem, wstydliwym i niepewnym w stosunku do kobiet. Boi
się, że się sparzy w relacjach damsko-męskich, ale wkrótce nadejdzie wiekopomny
moment, gdzie wszystkie lody stopnieją, nabierze pewności i zacznie mu
się układać z kobietami. To wyniknie właśnie z tych tańców erotycznych.
Myślę, że ten wątek chippendalesowy jest takim punktem zwrotnym dla Brunona,
gdzie nabrał poczucia własnej wartości i bardziej się otworzył. Nie ukrywam jednak, że Bruno nauczył mnie poniekąd zarządzania mieszkaniem, życiem z współlokatorami, ponieważ sam mieszkam jeszcze z przyjaciółmi w wynajmowanym mieszkaniu.
(Foto: Dawid Błaszczyk)
Postać
Brunona budujesz w dużej mierze Ty jako aktor, ale jednak to scenarzysta pisze
scenariusz i układa wątki. W jakim stopniu możesz wpływać na losy swojego
bohatera?
Mogę co najwyżej dawać pewne propozycje. Kiedy
dostaję scenariusz, to już nie mogę go zmienić, bo jest gotowy i trzeba to
zagrać. Mogę jedynie coś zasugerować przez moją pracę na planie. Nie muszę grać
tego co jest w scenariuszu po literkach, tylko jednak pokazywać, że można
ugryźć ten wątek inaczej. Sens musi zostać zachowany, ale możemy wariować z dialogami po to, żeby były bardziej naturalne i życiowe.
Odkąd pracuję przy tym serialu zauważyłem, że na
początku scenarzyści pisali zupełnie inaczej niż teraz. Początkowo trzeba było
dużo zmieniać, a teraz widzę, że złapaliśmy wspólny mianownik i jedziemy
na tym samym wózku. Czasami się spotykamy i mamy krótkie rozmowy, podczas
których wyrażamy nasze propozycje i delikatne sugestie, ale o luźnym
charakterze. Wątek, który obecnie zacząłem, też powstał poniekąd dzięki mojej
sugestii. Powiedziałem co mi jako Dawidowi się marzy i co bym chciał
zagrać. Nie można nagle całkowicie zmienić Brunona, ale na ile to jest możliwe zostało
to stworzone i jest fajnie.
Czyli
„wybłagałeś” sobie wątek miłosny?
Nie chodzi tu nawet o wątek miłosny, bo na tym mi
aż tak nie zależy. Bardziej o wątek miłosny zakrapiany scenami grozy i kina
mrożącego krew w żyłach.
Skoro mowa
o perypetiach Brunona… Rola tancerza erotycznego z pewnością jest dla Ciebie
czymś nowym i nietypowym, ale w zawodzie aktora takich wyjątkowych ról jest
wiele. Jakie było Twoje największe dotychczasowe wyzwanie aktorskie?
Zagranie ćpuna w spektaklu Teatru Kamienica „My,
dzieci z dworca zoo”. To była materia, z którą do tej pory nie obcowałem i w
której nie miałem doświadczenia. Próba przepoczwarzenia się w człowieka, który
ma duży problem z nałogiem i niszczy swój świat, a dodatkowo w to bagienko
pociąga innych. Inna trudna rola to nasza praca nad spektaklem dyplomowym – „Nasza Klasa” o pogromie Żydów w Jedwabnem. Było to niezwykle emocjonujące przeżycie dla młodego aktora, który kończył szkołę.
Za ten spektakl dostaliście zresztą nagrodę „Warto” wrocławskiej „Gazety Wyborczej”.
Między innymi, bo
dostaliśmy ją za wszystkie trzy spektakle dyplomowe, także za „Love &
Information” w reż. Moniki Strzępki i „Dwoje biednych Rumunów mówiących po
polsku” Masłowskiej w reż. Krzysztofa Dracza. Wracając do wyzwań… Na pewno ten
wątek chippendalesowy to też było coś nowego, gdzie jednak trzeba się rozebrać,
powyginać ciałem przed kobietami, machać pośladkami i zedrzeć z siebie koszulkę
i spodnie. Było to jednak przydatne doświadczenie. Każda kolejna rola jest dla
mnie próbą zmierzenia się z czymś nowym i do każdej staram się podchodzić indywidualnie.
(Foto: Kamil Keenan)
Zgadzasz się więc ze stwierdzeniem, że aktorstwo uczy
tolerancji i otwiera na inność? Wcielając się w pewne role zaczynasz pewnie
lepiej rozumieć ludzi z określonych środowisk.
Tak, zdecydowanie.
Czasami przeżywam wręcz takie oczyszczenie, katharsis. Ten zawód generalnie
uczy pokory, cierpliwości, wyrozumiałości, dystansu do życia i samego siebie.
To jest taka ciągła szkoła życia, ale nie wyobrażam sobie zajmować się
czymkolwiek innym.
Przejdźmy zatem do Twojego życia pozascenicznego. Wiem,
że bardzo lubisz podróżować autostopem, zwiedziłeś w ten sposób spory kawałek
świata, w tym roku wybrałeś Bałkany. Jaka jest Twoja najciekawsza podróż do tej
pory, jaki jest Twój „raj na ziemi”, do którego chętnie byś wrócił?
W tym roku zakochałem się w Albanii, a dokładniej w jej samym południu
i miejscowości Ksamil. Podobno, jak nam powiedziano w hostelu, ma ona jedną z
czterech najpiękniejszych plaż na świecie. Rzeczywiście czułem się jakbym był w
„raju na ziemi”. Plaża, na której byliśmy rozbici (nocowaliśmy pod namiotem),
miała w swoim sąsiedztwie trzy mniejsze wysepki, na które można było przedostać
się pieszo idąc morzem, a na trzecią najbardziej oddaloną po prostu przepłynąć.
Oczywiście turkusowe przejrzyste morze, piaszczysta plaża, coś niesamowitego!
Mieliśmy tam wdepnąć na chwilę i tylko zobaczyć, a zostaliśmy na cztery dni.
W tamtym roku z kolei
bardzo spodobała mi się Gruzja jak przez nią przejeżdżałem, dlatego też chciałbym
tam wrócić. I chyba Kazachstan z racji swojej dzikości – co krok widzisz dzikie
konie, dzikie wielbłądy, sam piach, stepy, stepy i jeszcze raz stepy. Tutaj w
Europie tego nie mamy.
Gdzie zatem wybierasz się za rok?
Chciałbym wcześniej,
jeśli wszystko dobrze pójdzie. Planuję zwiedzić Azję Południową czyli Indie,
Bangkok, Nepal, Wietnam. Od dwóch lat mam chrapkę na tamte miejsca, na taką
dzicz i Orient. Zupełnie inny świat, gdzie nie ma pogoni za pieniądzem, a ludzie mają kompletnie inne priorytety. Dla nich Europa jest z kolei innym światem, bo to działa w obie strony.
Takie długie i wyczerpujące podróże z pewnością wymagają
od Ciebie dużej sprawności fizycznej. W jaki sposób dbasz o swoją kondycję i
formę, aby mieć na to wszystko siłę?
Trenuję, chodzę na
siłownię, biegam, a od roku chodzę na crossfit. Generalnie mam szacunek do
swojego ciała, bo jest ono poniekąd moim narzędziem pracy. Zależy mi więc na
tym, aby dobrze wyglądać i dużo w to inwestuję. Kiedyś przez rok uprawiałem
jogę, żeby nauczyć się cierpliwości. Niewiele z tego zapamiętałem, bo ciągle mi
tej cierpliwości brakuje i jestem w gorącej wodzie kąpany, ale to jest na pewno
dobry sposób na opanowanie swoich nerwów. Każda pozycja wymaga precyzji, trzeba
w niej wytrwać odpowiedni czas. Wszystko jest takie wolne, a z drugiej strony
męczące, ponieważ twoje ciało nagle jest wyginane, a twoje mięśnie naciągane.
(Foto: Dawid Błaszczyk)
Pozostając w temacie sprawności fizycznej i wyglądu,
ostatnio dałeś się poznać również jako fotomodel, publikując na portalach
społecznościowych fotografie z sesji zdjęciowych. Czy myślałeś może kiedyś, aby
spróbować swoich sił w modelingu?
Profesjonalnie nigdy
o tym nie myślałem, raczej hobbystycznie i dodatkowo. Wielu ludzi mi mówiło, że
mógłbym popróbować, jednak jestem trochę ograniczony: nie mam wystarczająco
wzrostu, żeby być modelem. Jest jakaś granica 185 cm, a mi brakuje dwóch
centymetrów. Niby to niewiele, ale okazuje się, że jednak dużo. Nie ukrywam, że
byłem w kilku agencjach, gdzie zaproszono mnie na rozmowę. Wszystko było
fajnie, ale w momencie kiedy mnie zmierzono i okazało się, że mam te 183 cm to
był to problem. Jakbym nagle okazał się kwadratowy i niesymetryczny.
Często bawię się w fotomodeling, jeśli w ogóle
można to tak nazwać. Umawiam się na sesje z ludźmi, ale te zdjęcia są
wykorzystywane raczej do moich potrzeb jako portfolio do agencji aktorskiej czy
też na bloga lub Facebooka kogoś kto mi te foty robi. Nie ograniczam się tylko
do aktorstwa, więc bardzo chętnie bym się w to bardziej zaangażował. Why not?
Lubię jak mi robią zdjęcia.
Aktorzy często są angażowani do występów w musicalach, a
nawet rozkręcają własne muzyczne kariery. Jak już zdążyłeś ujawnić, jesteś
osobą wielu talentów. Śpiewać też potrafisz?
Myślę, że to taka
moja pięta achillesowa, ale staram się rozwijać swoje zdolności. Od niecałego
roku chodzę na zajęcia muzyczne, lecz bardziej na wypadek, gdyby kiedyś w życiu
nagle okazało się, że muszę zaśpiewać. Chcę czuć się w tym pewnie, a nie wyjść
na scenę, spiąć pośladki i na tym zakończyć. Z zaciśniętym gardłem za dużo się
nie zaśpiewa.
A jakiej muzyki Ty słuchasz na co dzień?
Uwielbiam muzykę
filmową i wszelkiego rodzaju soundtracki, ale prawie każdy rodzaj muzyki mnie
satysfakcjonuje. Przede wszystkim to co wpadnie mi w ucho, co usłyszę u
znajomych czy w radiu. Wtedy zagłębiam się w całą dyskografię danego zespołu czy
wokalisty. Ostatnio mam fazę na Coldplay. Byłem na ich koncercie w czerwcu w
Berlinie i jestem oczarowany show, które zgotowali i całą oprawą muzyczną.
Na zakończenie: Jakie projekty i jakie wyzwania stoją
przed Tobą w najbliższej przyszłości?
Mogę zaprosić do
oglądania kolejnych odcinków „Na Wspólnej”, ponieważ niebawem zacznie się nowy
wątek Brunona. W planach po Nowym Roku mam nowy spektakl, jeśli wszystko
pójdzie zgodnie z planem. Czekam też na propozycje filmowe. Póki co skupiam się
na teatrze, ponieważ brakuje mi sceny i chciałbym coś zrobić na deskach teatru.
Mam też kilka projektów otwartych i rozpoczętych, których nie mogę i nie chcę
zdradzać, żeby nie zapeszać. Proszę trzymać kciuki, bo może coś z tego
wyniknie. Są to jakieś kwestie dubbingowe i telewizyjne.
Jeżeli chcecie śledzić dalsze aktorskie poczynania Dawida Czupryńskiego, zapraszam na jego oficjalny profil na Facebooku i Instagramie: